daleko jednak nie wybiegajmy. Na razie zapowiada się wzrost przynajmniej
do okoli 70 dolarów za baryłkę. To zapewne ponownie będzie czynnik
hamujący zapędy byków na rynku akcji. Choć akurat naszym rafineriom taki
proces będzie sprzyjał.
Po wczorajszej zwyżce cen w USA oraz potwierdzeniu jej przez rynku
azjatyckie, można przypuszczać, że zaczniemy dzień od wzrostu cen, a więc
od ponownego przybliżenia się do poziomu rekordu hossy. Jest szansa, że
będzie on dziś atakowany. Wynik ataku? Proszę wybaczyć, ale nie będę
zgadywał. Jest to tym bardziej utrudnione, że dziś mamy także dzień
wygasania czerwcowych serii instrumentów pochodnych, co samo w sobie może
narobić sporo zamieszania. Nie wspomnę już o planowanych publikacjach
(CPI, produkcja w USA). Na razie popyt ma przewagę i ma szansę ją utrzymać.