Bezpośrednimi powodami gwałtownej aprecjacji były: oczekiwanie na przemówienie B. Bernanke, po którym część analityków spodziewała się dosyć "gołębiego" tonu oraz kontynuacja problemów w amerykańskim sektorze nieruchomości. Agencja S&P zasygnalizowała możliwość obniżenia ratingu dla obligacji hipotecznych o wartości 12 mld USD, zaś supermarkety z wyposażeniem wnętrz, Home Depot i Sears zapowiedziały słabsze wyniki kwartalne. Duża część pozostałych spółek z Wall Street także może zanotować gorszą dynamikę zysków. Nie jest to dobry sygnał dla największej gospodarki świata. Dodatkowo wysokie ceny ropy wzbudzają obawy o popyt konsumpcyjny, a Czerwona Księga - o słabe wyniki sprzedaży detalicznej. To jednak zaledwie pośrednie impulsy do aprecjacji. Podłoże całego ruchu jest dużo silniejsze. Wzrosty EUR/USD to pochodna malejącego dysparytetu stóp procentowych. Zestawienie niezłych wyników gospodarczych krajów "trzynastki", które wprawdzie borykają się z przejściowymi problemami, jednak charakteryzują się przyzwoita dynamiką rozwoju, z pełzającym wzrostem gospodarczym za Oceanem w ostatnich miesiącach pomaga zdecydować inwestorom, w której walucie lokować fundusze. Ewentualne podwyżki stóp procentowych w USA, o których przed kilkoma tygodniami mówiło się dosyć głośno, teraz są bardzo mało prawdopodobne. Większość analityków szacuje, że koszt pieniądza w USA pod koniec roku wyniesie 5,25%, czyli tyle co obecnie. Ostatnia publikacja inflacji bazowej netto poniżej celu inflacyjnego FED sprawiło, że wielu dotychczas sceptycznych inwestorów przekonało się do dalszych wzrostów. Tymczasem w Europie możemy spodziewać się nawet dwóch podwyżek, do 4,75%, choć bardzo prawdopodobne jest, że drogie euro, szkodzące eksporterom ze Starego Kontynentu, ale ułatwiające walkę z inflacją, skłoni decydentów z ECB do powstrzymania się od tak wyraźnego podwyższenia oprocentowania.
Inną opcją jest interwencja na rynku walutowym. Takie działania były już przeprowadzane niejednokrotnie. W 2000 roku reżyserzy europejskiej polityki monetarnej cztery razy próbowali za pomocą sprzedaży dolarów i jenów za euro umocnić kurs wciąż zniżkującej wspólnej waluty. Pierwsza z takich akcji, podjęta 22 września była najbardziej skuteczne, choć nie przyniosła wyraźniejszych długofalowych skutków. Najniższy poziom notowań EUR/USD podczas tamtej sesji to 0,8573 USD. Po interwencji kurs wzrósł szybko do 0,8985 USD, czyli o 4 figury. Na zamknięciu euro kosztowało już tylko 0,8766 USD i po kilku dniach konsolidacji w paśmie 0,8745-0,8880 przebiło poprzednie dołki, ustanawiając historyczne minima. 3 listopada powtórzono zabieg, lecz także tym razem nie przyniósł on większych rezultatów. Po wzroście z poziomu 0,8576 USD do 0,8795 USD kurs spadł do 0,8668 USD, zaś pogłębiająca się słabość euro podczas kolejnych sesji skłoniła ECB do następnych dwu interwencji, 6 i 9 listopada 2000 roku. Te były jednak o wiele mniej skuteczne i inwestorzy kontynuowali wyprzedaż wspólnej waluty. Dopiero pod koniec miesiąca zaczęła ona dynamicznie zyskiwać na wartości. Troska o stabilność cen w strefie skłoniła ECB do interwencji także w roku 2001. 20 marca dwukrotnie skupowano wspólną walutę. Po wzroście z 0,8935 USD do 0,9019 USD, następnego dnia wspólna waluta już była wyraźnie słabsza, zaś skutki interwencji utrzymywały się zaledwie kilka godzin. Należy jednak przyznać, że same spekulacje nt. możliwych działań bezpośrednich ze strony ECB sprzyjał zazwyczaj wzrostom na głównej parze walutowej, ruchy te były jednak krótkotrwałe.
Interwencja walutowa jest ostatecznym środkiem ingerencji w kursy wymiany. W naszej opinii trend wzrostowy na EUR/USD zostanie utrzymany do momentu podjęcia wspólnych działań ze strony trzech głównych banków centralnych (ECB, FED i BoJ). Takiej skumulowanej i kilkukrotnej interwencji spodziewamy się na przełomie września i października br. Oczywiście tego rodzaju operacja na rynku walutowym naszym zdaniem powinna zostać wsparta innymi działaniami na przykład za pomocą stóp procentowych. Jak wspominaliśmy wcześniej, J.C. Trichet może powstrzymać się od dalszego podnoszenia kosztu pieniądza, jeśli mocne euro pomoże skutecznie ujarzmić inflację. Trzeba zaznaczyć, że szef ECB i jego współpracownicy będą znajdowali się pod rosnącą presją ze strony największych koncernów przemysłowych Starego Kontynentu. Szef PSA już kilka miesięcy temu sygnalizował niezadowolenie z wyraźnie niekorzystnego wpływu silnej waluty na opłacalność sprzedaży zagranicznej i wynik finansowy. Takich głosów pojawiać się będzie więcej, zaś naciski ze strony biznesu i polityki, a także faktyczne szkody, jakie poniesie gospodarka z racji rosnących EUR/USD i EUR/JPY mogą skłonić ECB do interwencji słownych i sygnalizowania możliwości przeprowadzenia operacji sprzedaży euro.
Z technicznej strony, na rynku panuje wyraźna tendencja wzrostowa. Można spodziewać się, że dopóki nie zostanie z góry wiarygodnie przebity poziom, na którym przebiega dolna linia trendu (1,3640), będziemy świadkami dalszej aprecjacji. Obszar 1,3735-45, czyli strefę między 161,8% zniesieniem zewnętrznym spadku z 1,3553 a 1,3262 a szczytem wtorkowej świecy wzrostowej należy wykorzystywać do zakupu głównej pary walutowej, która w najbliższych dniach powinna atakować cenę 1,3850 USD. W razie ewentualnego osłabienia, kolejne poziomy wejścia w długą pozycję to 1,3710 oraz 1,3680, czyli wysokość poprzedniego maksimum. Do momentu przeprowadzenia interwencji ze strony banków centralnych nie wykluczamy testowania przez EUR/USD poziomu 1,40.
Kamil Gaworecki