Co odpowiada za amerykańską przecenę? Nam pomogło zmniejszenie się obaw o sytuację finansową europejskich banków oraz pomyślne zakończeni aukcji obligacji w Hiszpanii. Amerykanom zaszkodziły amerykańskie dane. Większa liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotny nie jest może kluczowa, ale już spadek wskaźnika ISM jest wiadomością ważną, tym bardziej że wynika on po części ze spadku subindeksów produkcji i nowych zamówień. Ciekawie także wygląda poważny spadek subindeksu płaconych cen. Można to łączyć z mocnym spadkiem cen ropy, ale to także sygnał, że przedsiębiorstwa mają okazję wypracować nieco większe marże. Oczywiście jest to sygnał zagrożenia pojawieniem się deflacji, ale jeszcze jej nie przesądzający.
Poprawa nastrojów względem sytuacji w Europie zaowocowała umocnieniem się euro. Ma to także zapewne związek z realizacją zysków, prze tych, którym udało się je złapać, ale i z faktem aktywowania stopów. Tak czy inaczej, euro zyskuje i ma szansę jeszcze nieco podrosnąć. W tym samym czasie ocieplenie sytuacji w finansach przełożyło się na znaczną przecenę złota. W czasach spokojniejszych nie jest ono już miejscem ucieczki kapitału. Nie oznacza to bynajmniej końca hossy na kruszcu, ale można sobie nawet wyobrazić kilka miesięcy uspokojenia i braku nowych rekordów.
Dzisiejszego dnia liczy się tylko jedno – raport o stanie rynku pracy w USA. Po ostatniej mocno negatywnej niespodziance rynki będą obserwować wyjątkowo dokładnie (czy można skupić więcej uwagi?) publikację zaplanowaną na 14:30. Oficjalnie oczekuje się, że gospodarka wygenerowała ok. 100 tys. nowych miejsc pracy. Nie liczę tu negatywnego wpływu trwającego spisu obecnie spisu powszechnego, z którym rozstaja się rzesza czasowo zatrudnionych. Te oczekiwania to w pewnym sensie nadzieja, że poprzednia publikacja była jednak jakimś wyjątkiem, a gospodarka amerykańska faktycznie powoli zaczyna generować nowe miejsca pracy. Czy ten optymizm jest zasadny? Od paru miesięcy poziom zwolnień jest niewielki. Zredukowane w trakcie recesji obsady pracowników już nie można dalej uszczuplać. Jednak z zatrudnianiem jest duży problem. Tu powód jest znany – w początkowej fazie wzrostu gospodarczego motorem poprawy na rynku pracy jest sektor małych i średnich przedsiębiorstw. To one napędzają pierwszą falę popytu na pracę. Później dołączają do nich większe podmioty. Tym razem sektor zwykle pionierski jest odcięty od finansowania. Brak dostępu do kredytu, w gospodarce opartej na kredytach to właściwie brak możliwości rozwoju. Po kryzysie finansowym kredytodawcy wybrzydzają i efekcie blokują rozwój. Efekt widzimy w publikowanych danych. Brak chęci do zatrudnienia może się ciągnąć jeszcze przez długi czas.
Technicznie rynek nadal ma za zadanie pokonać okolice 2300 pkt. Wczoraj mieliśmy tego próbę, ale się ona w pełni nie powiodła. Nie udało się zakończyć dnia nad tym oporem. Tym samym wszelki, nawet najmniejszy optymizm, wynikający z naruszenia tego newralgicznego poziomu musi być tonowany. Teraz poziomem odniesienia dla oczekiwań na wzrost cen będzie wczorajsze maksimum. Jego ewentualne przekroczenie uruchomi ponownie myślenie pozytywne. Ponownie też najszybsi gracze mogą zagrywać z myślą o wzroście cen i trzymać się tezy, że mamy do czynienia z obroną majowych dołków.