Weekendowa Analiza Futures

Piątkowa sesja ustawia nam cały najbliższy tydzień, a być może i kilka kolejnych. Fatalna końcówka notowań sprawiła, że na terminowym doszło do wyjścia poza obszar miesięcznej konsolidacji. W przypadku indeksu WIG20 minimum z 26 września nie zostało przełamane, ale już zamknięcie z tego dnia tak. Biorąc to wszystko pod uwagę można powiedzieć, że poziom wsparcia został przynajmniej naruszony. O przebiciu mówimy z rezerwą, gdyż ceny nie spadły wystarczająco nisko. Zresztą trzeba się liczyć z kontrą popytu.

Aktualizacja: 14.02.2017 23:03 Publikacja: 21.10.2012 10:52

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Myślę, że jej pojawienie się jest całkiem prawdopodobne. Podaż, mimo składnej akcji, zapewne nie przekonała wielu graczy. Akcja była składna, ale to przecież tylko końcówka sesji. Czy tak krótki okres notowań ma przesądzić o kierunku wyjścia z konsolidacji, która trwała ponad miesiąc?

Czy próba podjęta przez podaż jest zaskakująca? Nie. Zachęcił do niej przebieg notowań czwartkowych. To właśnie tego dnia doszło do wzrostu cen ponad poziom 2424 pkt.  Ten poziom wprawdzie znajdował się wewnątrz konsolidacji, ale był sygnalizatorem realności próby podniesienia cen do górnego ograniczenia konsolidacji. Ceny już od dłuższego czasu przebywały głównie w jej dolnej połówce, co sprawiało, że bardziej prawdopodobny wydawał się atak na dolne ograniczenie. O ile ceny nie wyszłyby nad 2424 pkt. W czwartek się to udało, ale niestety na krótko. Czwartkowe maksimum wynosi 2429 pkt., ale notowania tego dnia zakończyły się poniżej poziomu 2424 pkt. Piątkowe popołudnie można zatem uznać za konsekwencję tej czwartkowej słabości kupujących.

Nie bez znaczenia jest oczywiście fakt, że pogorszenie nastrojów widoczne jest na większości rynków światowych. Chęć do podejmowania ryzyka wyraźnie zmalała. Wzrosła wartość dolara, a spadły indeksy akcji i aktywa wyceniane w dolarach ze szczególnym uwzględnieniem surowców.

Mimo tego piątkowego tąpnięcia nie spodziewam się, by popyt łatwo się poddał. W końcu mamy za sobą znaczną fazę dobrych nastrojów i akceptacji ryzyka. To się w ciągu jednego dnia nie zmieni. Stąd przypuszczenie, że najbliższy tydzień będzie próbą odbudowany strat po notowaniach z czwartku i piątku.

Na naszym rynku terminowym sprawa jest obecnie jasna. Mamy negatywne nastawienie po wyjściu z konsolidacji. Nie jest ono w pełni potwierdzone przez zachowanie indeksu, ale z drugiej strony na rynku nic nie ma pewnego. Wspomniana kontra popytu może się pojawić, ale o negacji piątkowego sygnału będzie można mówić dopiero po wyznaczeniu nowego rekordu trendu wzrostowego. W czwartek popyt miał okazję się wykazać, ale niewiele z tego wyszło. Teraz kupujący się w trudniejszej sytuacji, ale być może właśnie postawienie byków pod ścianą zadziała pobudzająco.

Po sekwencji notowań w czwartek i piątek przyznam, że podchodzę sceptycznie do szans na odbudowanie trendu i skuteczną jego kontynuację w tej chwili. Jednym z czynników, który ten sceptycyzm wzbudzają jest zastanawiająco słabe reagowanie rynków akcji na dane napływające z USA. Kilka ciekawych, a co ważniejsze, pocieszających informacji zostało praktycznie zignorowanych. Przypomnieć warto, że właśnie o nastrojach panujących na rynku można przekonać się na bazie tego, jak ten rynek reaguje na poszczególne informacje. Gdy nastroje są dobre, to nawet mało ważna wiadomość o zabarwieniu pozytywnym może sprzyjać zakupom. Gdy nastroje są kiepskie, tak samo mało ważna wiadomość negatywna może przesłonić ważniejsze dane pozytywne. Tu przykładem jest czwartek, gdy wyższa od oczekiwań ilości nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA okazała się ważniejsza od lepszych tamtejszych danych o aktywności przemysłu w rejonie Filadelfii, czy indeksu wskaźników wyprzedzających.

Wyczekiwana kontra popytu ma znaczenie o tyle, że jeszcze będzie podtrzymywała nadzieję na to, że rynek wzniesie się ponad poziom szczytu z końca sierpnia 2011 roku. Teoretycznie jest to jeszcze teraz możliwe, ale musiałby się to wiązać z zanegowaniem sygnału słabości rynku. Niewątpliwie obecnie taka opcja jest mniej prawdopodobna. W końcu padł sygnał, a tym samym to scenariusz sugerowany przez ten sygnał automatycznie staje się obowiązujący. Jeśli zatem ceny w najbliższym czasie będą spadać (zapewne po nieudanej kontrze popytu), to będzie to ruch bez wcześniejszego pokonania wspomnianego sierpniowego szczytu z ubiegłego roku. Tym samym opcja płytkiej korekty z jej końcem tuż pod 2300 pkt. może się nie sprawdzić. Rynek ma za sobą znaczą falę wzrostów i wydaje się prawdopodobne, że fala osłabienia zaprowadzi ceny przynajmniej do połowy wysokości tej zwyżki. Pomijam tu naturalnie powody spadków i grę oczekiwań, bo ten wątek poruszany był już w poprzednich tygodniach. Teraz skupmy się na tym, gdzie rynek może się zatrzymać.

Zakładając, że kontra popytu się nie powiedzie, spadek cen może zaprowadzić nas w okolicę dołka z lipca bieżącego roku z zastrzeżeniem, że sam dołek nie koniecznie będzie testowany. W przypadku indeksu WIG20 można określić poziom ewentualnego zatrzymania w okolicy 2150 pkt. (Wykres_1). Na wykresie kontraktów serii grudniowej analogiczny poziom znajduje się nieco wyżej, ale różnica nie jest duża (Wykres_2). Ten drugi wykres ma więcej szczegółów. Widać na nim ostatnią falę wzrostów rozpoczętą w końcu maja. Wzrosty wyniosły 500 pkt., a więc spadek o 250 pkt. Wydaje się scenariuszem całkiem możliwym. Gdyby dynamika ruchu była duża, to pewnie skala spadku wyniosłaby więcej niż 50 proc. Poziom połowy wzrostu znajduje się w okolicy 2200 pkt. Dołka spadków oczekiwać więc należałoby nieco poniżej 2200 pkt. To ten niższy prostokąt. Nad nim znajduje się prostokąt, który odpowiadałby płytkiej korekcie, której pojawienie się jest wprawdzie możliwe, ale moim zdaniem w tej chwili to głębsza wersja wydaje się bardziej prawdopodobna.

To, co wyłania się z tego opisu, to założenie, że to osłabienie będzie miało charakter korekcyjny. Wprawdzie nie można wykluczyć tego, że spadek przybierze większe od nakreślonych rozmiary, ale nie uważam, by było zasadnym zakładanie tego już teraz. W dobie ultraluźnej polityki pieniężnej na świecie, gdy pieniądz na rynki będzie napływał jeszcze przez długi czas, zakładanie zbyt pesymistycznych scenariuszy chyba nie ma sensu. Można się zżymać na jakość zwyżki i jej wątpliwą podbudowę fundamentalną, ale rynkami rządzi kapitał, a skoro jest on pompowany, to musi się to jakoś ujawnić. Pewnie przyjdzie ostatecznie za to zapłacić. Być może czymś na podobieństwo ubiegłorocznego spadku, ale to za jakiś czas. Na razie zakładamy, że po oczekiwanej korekcie nadejdzie nowa fala wzrostów. Która mogłaby wynieść ceny przynajmniej wyraźnie ponad poziom lokalnego szczytu z końca sierpnia ubiegłego roku.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów