Rozmowa zajmuje 94 strony, a i to wyłącznie dzięki bardzo nieoszczędnemu gospodarowaniu papierem. Przy takiej objętości książki i naturze problemów, jakie są w niej poruszane, czytelnik zostaje z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Po te drugie trzeba sięgnąć do pełnowymiarowych książek Sedlacka i Orrella, czyli „Ekonomii dobra i zła" oraz „Economyths". Choć i to poszukiwaczy pewników może rozczarować.

Bo tym, co Sedlacka i Orrella łączy, jest niechęć do arogancji ekonomistów, czyli ich mniemania, że są w stanie prognozować zjawiska gospodarcze i formułować jednoznaczne zalecenia. U źródeł tej arogancji, twierdzą rozmówcy Chlupatego, leżą błędne założenia, na których opiera się głównonurtowa ekonomia. Jednym z nich jest to, że ludzie są racjonalni, czyli zawsze dokonują wyborów w oparciu o rachunek korzyści i strat. To właśnie tytułowy mit homo economicus. Oparte na nim i innych uproszczeniach matematyczne modele ekonomiczne są nie tylko bezużyteczne, ale wręcz niebezpieczne. Choć niczego nie są w stanie przewidzieć, dają uczestnikom rynków fałszywe poczucie pewności, które skłania ich do nadmiernego ryzyka. To nie oznacza, że ekonomiści powinni się wyrzec matematycznych narzędzi. Przeciwnie, powinni nawet sięgnąć po nowe, stosowane w meteorologii czy biologii. Muszą jednak zrozumieć, jakie są ich ograniczenia. Ich wątpliwości paradoksalnie mogą sprawić, że pewniejsza – bardziej stabilna – będzie gospodarka.