Według najnowszych danych największy na świecie operator funduszy indeksowych zanotował w ubiegłym roku napływ kapitałów o wartości ponad 200 mld dolarów. Wynik jest imponujący i niejako wymusza wnioski, które miałyby się sprowadzać do tego, że zmieniają się czasy i aktywne zarządzanie staje się mało atrakcyjne, bo daje słabsze wyniki, a do tego jest droższe od strategii pasywnych, na których swój sukces opiera Vanguard, wspomniany wygrany w napływie funduszy.

Rzeczywiście, przez dwa ostatnie lata trudno było większości aktywnych strategii pokonać indeksy. Mam jednak wątpliwości, czy jest to jakaś ogólna zapaść jakości zarządzania. Powód takiego układu stóp zwrotu jest prozaiczny – od dwóch lat na amerykańskim rynku akcji korekty były relatywnie małe, a trend wyraźny i klarowny. Zatem był to okres, gdy najlepiej spisywała się strategia kup i trzymaj, czy też właśnie strategia naśladowania indeksu. Ten stan nie będzie jednak trwał wiecznie, a trendy staną się mniej oczywiste. Rynek nie jest stacjonarny, co oznacza, że jego charakterystyka się zmienia. Nie ma możliwości, by większość zarabiała. Dobrym przykładem są te same dwa lata na GPW, gdzie długoterminowy trend jest horyzontalny. W tym wypadku inwestowanie pasywne nie byłoby już tak spektakularne. W naszym wypadku można pocieszać się tym, że niestacjonarność prawdopodobnie doprowadzi do pojawienia się bardziej wyraźnego trendu, dzięki czemu uda się opuścić dwuletnią konsolidację.