Koniec czerwca miał być ostatecznym terminem, do którego miały zostać ustalone szczegóły przyszłych relacji handlowych między Wielką Brytanią i Unią Europejską po 31 grudnia 2020 r., żeby nie doszło do technicznego „twardego" brexitu. Wiele tygodni rozmów nie przyniosło istotnych postępów z uwagi na silne różnice. Uśmiech na mojej twarzy wywołuje upór premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, by dotrzymać obietnicy uporania się z brexitem do końca roku. Po zatwierdzeniu umowy brexitu w styczniu na dopięcie szczegółów zostało 11 miesięcy, kiedy podobne międzynarodowe umowy były negocjowane latami. I nie można tutaj zastosować zwykłego kopiuj/wklej z dotychczasowych relacji Wielkiej Brytanii z kontynentalną częścią UE, ponieważ wiele kwestii opiera się o sztywne regulacje unijne, których strona brytyjska tak bardzo nie cierpi. Spór trwa, ale też nikomu nie zależy na zerwaniu stosunków handlowych, zdając sobie sprawę, że po zakłóceniach wywołanych pandemią każdy partner i rynek zbytu jest na wagę złota.
Negocjatorzy z Wielkiej Brytanii i UE obiecują zintensyfikowanie rozmów i znalezienie kompromisu w ciągu najbliższych kilku tygodni. Pośrednim wyjściem z kłopotów ma być zawarcie umowy ramowej na wymianę dóbr o strategicznym znaczeniu, ale wiele spraw związanych przede wszystkim z wymianą usług i inwestycjami pozostanie skazanych na surowe warunki oparte o zasady WTO. Boris Johnson pod koniec roku prawdopodobnie będzie wieścił sukces w doprowadzeniu brexitu do końca. Tylko że wtedy będzie jak inżynier, który ogłasza zakończenie budowy samolotu, nie zważając, że skrzydła trzymają się kadłuba tylko za pomocą szarej taśmy pakowej.
Nowe zasady współpracy będą nieść ze sobą szkodliwe konsekwencje dla trajektorii wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii, bardziej niż dla strefy euro. Ale i bez tego tło makroekonomiczne pozostaje negatywne. Wielka Brytania jest piąta na świecie pod względem liczby zachorowań na Covid-19 z potencjałem wystąpienia drugiej fali przez decyzję o otwarciu gospodarki w czerwcu. Przy ekonomii mocno opartej na usługach i konsumpcji obawy konsumentów o bezpieczeństwo poza domem mogą istotnie obniżyć ścieżkę wzrostu. To balast, który będzie ciążył funtowi i utrzymywał go relatywnie słabszego względem innych ryzykownych walut.
Konrad Białas główny ekonomista, TMS Brokers¶