Papiery te nie trafiły jednak do inwestorów detalicznych, lecz do instytucji, które część kapitału i tak musiały ulokować w papierach rządowych. Obecnie, po ostatnich zwyżkach na rynku wtórnym, polskie dwulatki notowane są przy rentowności 0,08 proc., jednak już niejednokrotnie poziom ich zyskowności przebijał oś zera. Ta sama tendencja widoczna jest także na obligacjach o zapadalności trzyletniej, a bastionu zyskowności bronią póki co rządowe czterolatki. Z początkiem marca poznamy nową projekcję inflacji, a więc i prognozę dalszego kursu polityki monetarnej.
Utrzymanie wskaźnika CPI w dopuszczalnym paśmie wahań może zapowiadać przesuwanie popytu inwestorów spragnionych oprocentowania wzdłuż krzywej dochodowości, a tym samym postępującą degradację rentowności na coraz dłuższych papierach. Tendencja ta jest już dobrze widoczna w coraz większej liczbie krajów Starego Kontynentu. W perspektywie dziesięciu lat próżno już szukać zysku na wtórnym rynku m.in. w Niemczech, Francji, natomiast kaloryczną, choć niepozbawioną ryzyka, propozycją mogą być rubieże Europy. Ufając w wypłacalność Rosji, w ciągu dekady można uzyskać rentowność ok. 6,4 proc., natomiast powierzając środki Erdoganowi, ponad dwa razy więcej – ok. 13 proc. I choć od zawsze wiadomo, że nie ma zysku bez ryzyka, to dla inwestorów szukających realnej stopy zwrotu konieczna staje się potrzeba pobudzenia apetytu na ryzyko, w tym walutowe. ¶