I połowa listopada była bardzo udana dla amerykańskiej giełdy. Główne indeksy po raz pierwszy od dwóch lat zaliczyły serie siedmiu–ośmiu zwyżek z rzędu. Wygląda na to, że na rynek powróciła logika „złe wiadomości to dobre wiadomości”, bo słabe dane z gospodarki zwiększają prawdopodobieństwo tego, że Fed nie wróci już do podwyższania stóp procentowych. Czy to faktycznie uzasadnia optymizm inwestorów? Czy nie jest tak, że te słabe dane są zwiastunem recesji?
Cykl zacieśniania polityki pieniężnej w USA był agresywny i wydawało się, że prędzej czy później zobaczymy negatywne skutki ostrych podwyżek stóp procentowych. Chyba nigdy wcześniej recesja w USA nie była tak powszechnie oczekiwana, jak na przełomie 2022 i 2023 r. Wciąż słyszeliśmy wtedy, że recesja nadchodzi, że jest tuż za rogiem. Jak dotąd nic takiego się nie stało. Inflacja zmalała, ale gospodarka jest w lepszej kondycji, niż się obawiano. Rynek oczywiście stara się dyskontować przyszłość. Ta zaś zapowiada się tak, że Fed już skończył cykl podwyżek stóp procentowych albo skończy lada moment. Stopy procentowe już nie wzrosną, zresztą podobne sygnały płyną z innych banków centralnych. Ryzyko recesji systematycznie maleje.
To jest scenariusz tzw. miękkiego lądowania, w którym recesja nie będzie potrzebna do tego, aby opanować inflację?
Na to wygląda. Inflacja opada, choć bezrobocie nie rośnie, a bilanse konsumentów są zdrowe.
Historia nie zna zbyt wielu przypadków miękkiego lądowania. A jednocześnie, pomijając ostatnie trzy miesiące, gdy na Wall Street trwała korekta, akcje drożały od jesieni ub.r. W jakim stopniu ten scenariusz jest już uwzględniony w cenach?