– Ryzyko na Morzu Czarnym wzrasta z każdym dniem, a każde zagrożenie dla rosyjskiego eksportu ma dużo większy wpływ na rynek niż zagrożenia dla ukraińskiego korytarza eksportowego – twierdzi Ole Huoe, prezes firmy analitycznej IKON Commodities.
W lipcu Rosja wycofała się z umowy przewidującej bezpieczny tranzyt dla statków ze zbożem wypływających z ukraińskich portów. Po odejściu od umowy przeprowadziła kampanię uderzeń rakietowych w Odessę i inne ukraińskie porty (również te obsługujące żeglugę śródlądową). Nie udało się jej wprowadzić szczelnej blokady morskiej, ale jej działania mocno ograniczyły Ukrainie możliwość eksportu zbóż. Rosja chce w ten sposób wypchnąć ukraińską pszenicę ze światowych rynków. Rosyjski eksport zbóż poprzez porty czarnomorskie również jednak stał się zagrożony. Ukraina pokazała bowiem w ostatnich dniach, że potrafi skutecznie razić cele znajdujące się blisko tych portów.
Czy światu może grozić z tego powodu kryzys zbożowy? Jak na razie ceny pszenicy nadal są dalekie od kryzysowych poziomów. Choć w poniedziałek rosły, to były o 3,7 proc. niższe niż 1 sierpnia. Od początku roku spadły na giełdzie w Chicago o blisko 17 proc., a od październikowego szczytu – o ponad 30 proc. Bardzo daleko też im do poziomów z marca 2022 r. Wówczas, na fali niepokoju związanego z rosyjską pełnoskalową inwazją na Ukrainę, przekraczały one 12 USD za buszel. Poniedziałkowa cena pszenicy była natomiast podobna do tej z lipca 2021 r.
W Europie i w Ameryce Północnej zaczęły się zbiory, więc w nadchodzących tygodniach zapasy zbóż będą uzupełniane, co powinno ograniczać ewentualny dalszy wzrost cen pszenicy. Sytuacja na rynku może być jednak bardzo nerwowa.
– Rynek zbożowy nie ma obecnie podażowej poduszki bezpieczeństwa. Jeśli więc coś naprawdę się zdarzy z rosyjskim czarnomorskim eksportem zbóż, to na rynku może bardzo szybko zrobić się gorąco – uważa Dan Basse, prezes firmy AgResource Company. HK