Uśredniać inwestycje czy nie?

Metoda uśredniania cen podczas zakupu akcji lub jednostek uczestnictwa jest zrozumiała, logiczna, łatwa w zastosowaniu. Ale ma też wady, o których warto pamiętać.

Publikacja: 13.07.2017 15:30

Uśredniać inwestycje czy nie?

Foto: Adobestock

„Gdyby akcje były jak jabłka lub pomarańcze ludzie kupowaliby ich więcej kiedy są tanie i mniej kiedy ceny idą w górę" – twierdzi Warren Buffet. Łatwo powiedzieć, tylko jak wyczuć moment, gdy aktywa są tanie? Jak zachować spokój, kiedy na rynku leje się krew? A patrząc z drugiej strony: dlaczego kupować mniej kiedy ceny idą w górę na fali rozkręcającej się hossy?

Piotr Marciniak, dyrektor zarządzający BGŻOptima, wskazuje, że dla uzyskania odpowiedzi na te pytania powstał cały aparat analityczny i mnóstwo strategii inwestycyjnych szacujących i zabezpieczających ryzyko. Większość wymaga sporej wiedzy, czasu i zaangażowania. To luksus, na jaki mogą pozwolić sobie procesjonalni gracze. - Istnieje jednak strategia, którą z powodzeniem może stosować laik – DCA, Dollar Cost Averaging, czyli po polsku metoda uśredniania cen. Łatwa do zrozumienia i prosta w zastosowaniu, wymagająca tylko systematyczności i konsekwencji – zaznacza.

Zakup ratalny

Strategia jest prosta: zamiast wykładać wszystkie pieniądze na jednorazowy zakup funduszy, gdy trudno „wstrzelić" się we właściwy moment, dzielimy środki na porcje i inwestujemy w ratach, w ściśle określonych przedziałach czasowych. Za każdym razem przeznaczamy na inwestycję taką samą sumę. Dla początkującego inwestora najwłaściwszym wyborem będą fundusze inwestycyjne (umożliwiają dywersyfikację ryzyka, nie wymaga to więc budowania portfela inwestycyjnego od postaw, co jest trudne dla początkujących inwestorów).

Zakup na raty i uśrednianie cen pozwala zaasekurować ryzyko gwałtownej utraty wartości inwestycji, która w przypadku jednorazowej transakcji mogłaby uszczuplić poważnie kapitał. Kupując w określonych przedziałach czasowych w dłuższym okresie nawet na rynku spadającym rozkładamy ryzyko straty w czasie, dając sobie szansę na doczekanie do momentu poprawy koniunktury.

- Ważny jest też psychologiczny aspekt inwestowania w ten sposób. Uśrednianie cen wprowadza większy spokój i poprawia komfort inwestora, uodparniając go w okresach bessy. Kiedy ceny spadają, naturalną reakcją jest stres, zdenerwowanie, a przy dużych korektach pojawia się chęć wycofania z inwestycji. Strategia DCA sprawia, że zmienia się postrzeganie rynkowych dołków, które z zagrożenia zmieniają się w szansę dokupienia większej liczby funduszy. Przecena może być traktowana jak rodzaj promocji, możliwości na powiększenie portfela – wskazuje Marciniak.

Poza tym inwestor nie musi dysponować od razu całą suma do zainwestowania, ale lokować pojawiające się w budżecie nadwyżki finansowe w ramach planu systematycznego oszczędzania. Jeśli ktoś już ma duży budżet na inwestycje, również może inwestować w ratach, trzymając pozostałą pulę w płynnych instrumentach, łatwych do spieniężenia, tak by można było sięgnąć po pieniądze, gdy nadejdzie termin zakupu kolejnej transzy funduszy.

Są też minusy

DCA to nie jest strategia agresywna. Ktoś nastawiony na duże zyski powinien poszukać innych metod. Uśrednianie cen najlepiej sprawdza się na rynku przechodzącym korektę, kiedy po niższych cenach można spokojnie budować portfel na lepsze czasy. Analizy i badania dotyczące DCA dowodzą, że w dwóch trzecich przypadków jest to strategia przynosząca mniejsze zyski niż jednorazowy zakup aktywów - nie jest to więc sposób na maksymalizację zysków. Nie jest to również metoda skoncentrowana na minimalizacji ryzyka, ale na rozłożeniu go w czasie. DCA jest natomiast strategią systematycznego inwestowania w długim horyzoncie, odpowiednią dla nieprofesjonalnych inwestorów. Jej zaletą jest prostota i przejrzystość. Każdy może przeprowadzić symulacje zachowania wybranego aktywa przy zastosowaniu DCA i wybrać najlepsze rozwiązanie dla siebie. Na rynku akcji DCA nie uchroni przed dużymi stratami, jeśli inwestor będzie dokupywał coraz tańsze walory – odbicie notowań może nigdy nie nadejść (inna sytuacja jest z jednostkami uczestnictwa – tu wahania wycen są znacznie mniejsze).

Dwa scenariusze

Zespół BGŻOptima przygotował dwie analizy inwestycji metodą DCA. Wybrany do nich został fundusz stabilnego wzrostu BGŻ BNP Paribas, mający już odpowiednio długą metrykę rynkową, charakteryzujący się umiarkowanymi wahaniami cen. Na moment inwestycji wybrano 2010 r., kiedy rynek funduszy znalazł się w dołku.

W pierwszym scenariuszu jednostki funduszu kupowane były w odstępach rocznych, według cen z pierwszego roboczego dnia nowego roku. Co roku hipotetyczny inwestor wydawał taką samą sumę: 5000 zł. W ciągu ośmiu lat, do 2017 r. kupił w ten sposób 305 jednostek funduszu po średniej cenie 131,46 zł. Najniższa cena nabycia to 116 zł. Najwyższa – 140 zł. Od 2010 r. zainwestował 40 tys. zł kapitału. Według cen z połowy maja tego roku wartość jednostek funduszu wyniosła 44980 zł (brutto, bez opłat i podatku), co oznacza wzrost o 12,4 proc. w ciągu ośmiu lat.

W drugim scenariuszu zlecenie kupna jednostek było składane na początku każdego kwartału, począwszy od stycznia 2010 r. Wartość jednorazowa inwestycji to znowu 5 tys. zł. Na początku II kwartału tego roku w portfelu modelowego inwestora było 1127,79 jednostek funduszu o wartości według cen z połowy maja 166 123 zł. Przy 150 000 zł zainwestowanego kapitału zysk z inwestycji wyniósł 10,7 proc.

Inwestycje
Daniel Kostecki, CMC Markets: WIG20 na poziomie 3200 pkt? Czemu nie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Inwestycje
Piotr Kaźmierkiewicz, BM Pekao: Na Wall Street może się jeszcze trochę złego wydarzyć. Za to na GPW...
Inwestycje
100 tys. pkt to mało. 200 tys. pkt by się chciało. Tylko kiedy?
Inwestycje
Wiceprezes OPTI TFI: WIG sięgnie 200 tys. pkt. Prognoza dla GPW
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Inwestycje
WIG zdobył 100 tys. pkt. Co dalej? Analityk: przestrzeń do wzrostów się zawęża