Od poniedziałkowego minimum do poziomów z piątkowego poranka WIG20 zyskał aż 22,5 proc. Teoretycznie przekroczył próg hossy, ale w obecnych warunkach nie należy do tych progów przywiązywać zbyt dużej wagi. Czy twoim zdaniem ta skala odbicia oznacza, że najgorsze jest już za nami?
Trudne pytanie. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i niełatwo się do niej dostosować. Jeśli stosuję analizę techniczną, to doszło do tego, że korzystam albo z wykresów minutowych i obejmuję spojrzeniem dwie/trzy sesje, albo patrzę bardzo szeroko, by mieć tło w postaci wydarzeń z 2008 r. i 2000 r. Z kolei moi koledzy z zespołu, którzy mają podejście fundamentalne, mówią, że ich widoczność drastycznie się ograniczyła. Trudno się dziwić, skoro rozbieżność prognoz PKB Polski za 2020 r., w zależności od instytucji, waha się od -3,6 proc. do +3 proc. Wobec tego wszystkiego nie mam jednoznacznej odpowiedzi na twoje pytanie.
A gdybyś miał teraz położyć te wszystkie argumentu na szali, to co by przeważyło?
Z jednej, tej technicznej strony optymistycznie wygląda to, że WIG20 obronił dołek z 2009 r., ale nasz ekspert od AT mówi, że jest jeszcze ryzyko fali piątej. Optymistycznie wygląda też malejący indeksy strachu VIX, choć on dotyczy przede wszystkim rynku amerykańskiego. Z drugiej natomiast mamy rosnącą liczbę komunikatów spółek dotyczących wpływu pandemii na ich biznes. I na efekty tego wpływu musimy jeszcze poczekać, tak jak na dane makro pokazujące wpływ w ujęciu ogólnokrajowym. Dlatego podwyższona niepewność jeszcze z nami zostanie i po prostu brakuje danych, by określić, czy to już koniec najgorszego.