Niemiecki bank przeprowadził badania wśród 627 inwestorów w dniach 13–15 stycznia. W ankiecie pytano m.in. o to, które aktywa noszą teraz znamiona spekulacyjnej bańki. Respondenci mieli odpowiadać w dziesięciostopniowej skali, gdzie dziesięć oznaczało największe zagrożenie bańką. Blisko połowa ankietowanych przyznała „najwyższy" rating właśnie bitcoinowi.
„Nadmuchan" bitcoin
Najbardziej popularna kryptowaluta podrożała w ubiegłym roku o 300 proc., a ten rok zaczęła od ustanowienia historycznego maksimum na poziomie blisko 42 000 USD. Po raz pierwszy w historii rynku kryptowalut jego kapitalizacja przekroczyła 1 bln USD, a swoje ATH zaczęło poprawiać coraz więcej altcoinów, w tym m.in. ten najważniejszy, czyli ethereum. W tym kontekście wyniki ankiety Deutsche Banku wydają się całkiem uzasadnione. Wykresy notowań wielu kryptowalut przypominają ostatnio pionowe ściany, więc nic dziwnego, że połowa ankietowanych inwestorów nazywa to zjawisko spekulacyjną bańką. Zwłaszcza że mamy do czynienia z dość „młodym aktywem", które do niedawna miejsca w finansowym mainstreamie nie miało w ogóle, a wielu analityków jako argument przeciwko kryptowalutom wciąż podaje, że „to co cyfrowe, nie ma wartości".
Co istotne, 56 proc. z 627 badanych uważa, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy kurs bitcoina spadnie o połowę. Biorąc pod uwagę fakt, że ankietę przeprowadzono tydzień temu przy wycenie na poziomie 35 000 USD, otrzymujemy perspektywę spadku do 17 500 USD do końca 2021 r. Biorąc pod uwagę dynamikę ostatnich zmian, nie byłaby to wcale dotkliwa kara, ale trzeba przyznać, że w obliczu ostatnich hurraoptymistycznych prognoz jest to otrzeźwiająca perspektywa. Przypomnijmy tylko, że jeszcze w grudniu, gdy kurs bitcoina przekraczał 20 000 USD, zagraniczne media informowały w nagłówkach o 400 000 USD za bitcoina, które przewidywał Scott Minerd z Guggenheim Investment.
Uczciwie trzeba oddać, że wśród ankietowanych przez niemiecki bank inwestorów jest 25 proc. optymistów, którzy uważają, że 2021 r. bitcoin zamknie wyceną około 70 000 USD. 156 profesjonalistów z tak pozytywnym nastawieniem to niemało. Większość z nich jako główny argument przemawiający za wzrostem cen kryptowalut w tym roku podaje luźną politykę banków centralnych. Pieniądze „z drukarek" płyną szerokim strumieniem, wypełniły rynek kapitałowy i zaczęły napełniać kryptowalutowy. Choć to dość popularna i mało pogłębiona argumentacja, to wyraźnie wpisuje się w nią ostatnia, dodatnia korelacja między bitcoinem a Wall Street, choć ten pierwszy wykazuje się zdecydowanie wyższą zmiennością.