Początki tej nieistniejącej już od ponad pół wieku marki sięgają połowy XIX wieku. Firmę założył w 1852 roku holenderski imigrant Peter Studebaker. Produkował wozy konne i furmanki, a od 1902 roku samochody i szybko stał się jednym z potentatów motoryzacji. Jego auta cieszyły się opinią niezawodnych. Prestiż wzrósł jeszcze bardziej wraz z przejęciem w 1928 roku marki Pierce-Arrow, która wytwarzała luksusowe limuzyny. Lata powojenne nie były już jednak tak udane i firma została zlikwidowana w 1966 roku.
Nadzieją na ratowanie marki był właśnie Studebaker Champion, produkowany od 1939 do 1958 roku. W pierwszych trzech generacjach wytwarzano go jako tzw. samochód pełnowymiarowy (z ang. full-size car), czyli po prostu dużą limuzynę. Projektując Championa, pilnowano inżynierskiego hasła „waga jest wrogiem”. W efekcie jak na swoje rozmiary był to jeden z najlżejszych samochodów swojej epoki. W 1947 roku Studebaker całkowicie przeprojektował ten model, podobnie jak Komandora, czyniąc z nich pierwsze nowe samochody po II wojnie światowej.
To wóz trzyosobowy i wszyscy mieszczą się na tej jednej kanapie.
„Stylizacja obejmowała nową tylną szybę, płaskie przednie błotniki, a także udogodnienia, takie jak podświetlenie wskaźników i automatyczne lampki sufitowe. Champion stanowił ponad 65 proc. całkowitej sprzedaży tego producenta samochodów w 1947 roku. Silnik 2,8 l wytwarzał 80 KM. W 1950 roku moc została zwiększona do 85 KM. Wprowadzono również nową stylizację (grill, blacha i tył), a także automatyczną skrzynię biegów firmy Borg-Warner. Jedną z nowych cech stylizacyjnych samochodów była zaokrąglona »szklarnia«, czyli tylna szyba stosowana w dwu- i pięciodrzwiowych coupé w latach 1947–1951” – czytamy w muzealnym opisie.
Tylna maska robi kolosalne wrażenie.