Hossa nie boi się zmiany prawa

Inwestycje alternatywne. Kupimy oryginalne gwiazdkowe prezenty i obrazy z dobrym rodowodem.

Publikacja: 19.11.2017 16:56

Na 2,9 tys. zł wyceniono plakat z 1960 roku Wojciecha Fangora.

Na 2,9 tys. zł wyceniono plakat z 1960 roku Wojciecha Fangora.

Foto: Archiwum

Stowarzyszenie Antykwariuszy i Marszandów Polskich (SAiMP) ogłosiło na swojej stronie raport o rynku aukcyjnym za pierwsze półrocze. Warto poznać dokument (www.antykwariusze.pl).

Tytuł raportu niby jest optymistyczny „Hossa trwa". Jednak autorzy prognozują, że po 6 grudnia nastąpić może katastrofa, bowiem wejdzie wtedy w życie nowe prawo, a wraz z nim tzw. księga policyjna, „która poważnie ograniczy obrót dziełami sztuki". Pisałem o nowym prawie wyczerpująco w „Parkiecie" (21–22 października).

Lampa fajansowa z 1959 roku to dziś wielka rzadkość

Lampa fajansowa z 1959 roku to dziś wielka rzadkość

Archiwum

Przypomnę krótko, że po 6 grudnia antykwariusze będą prowadzić specjalne księgi ewidencyjne. Będą tam wpisywać każdy sprzedany przedmiot w cenie 10 tys. zł. Oprócz tego będą obowiązkowo odnotowywać dane sprzedawcy oraz każdego (!) nabywcy (adres, PESEL, itp.). Antykwariusze się boją, że klienci przestaną oficjalnie kupować, że rynek zejdzie do podziemia.

Co jest zabytkiem?

Butla „Alicja” Zbigniewa Horbowego.

Butla „Alicja” Zbigniewa Horbowego.

Archiwum

Czy rynkowi faktycznie grozi załamanie? Moim zdaniem, nie! W przepisach posłużono się wąskim pojęciem „zabytku". W Polsce handluje się przede wszystkim obrazami. Większość obrazów to nie są jednak zabytki w myśl definicji obowiązujących w polskim prawie (patrz „Leksykon prawa ochrony zabytków" pod red. prof. Kamila Zeidlera, 2010 rok). W związku z tym nie trzeba rejestrować większości przedmiotów ani nabywców.

Fotel z 1965 roku wyceniono na 1,8 tys. zł

Fotel z 1965 roku wyceniono na 1,8 tys. zł

Archiwum

Nasza hossa nie boi się zmiany prawa. Przede wszystkim musi ono wejść w życie. Może urzędnicy nie zdążą przygotować rozporządzeń wykonawczych?

Obraz Władysława Ślewińskiego ma bogaty rodowód (cena wywoławcza 290 tys. zł).

Obraz Władysława Ślewińskiego ma bogaty rodowód (cena wywoławcza 290 tys. zł).

Archiwum

Dobre wyniki krajowych aukcji sztuki autorzy raportu SAiMP rzucili na światowe tło. Na tle świata widać, że nasza hossa jest nędzną hossą. Moim zdaniem takie porównania są nieuprawnione i zbyteczne. Czytamy w raporcie na przykład, że statystyczny Polak na aukcji wydał na sztukę 2 złote. A np. statystyczny Brytyjczyk – 30 zł.

Faktem jest, że inne wskaźniki rozwoju cywilizacyjnego też mamy zdecydowanie gorsze niż bogate państwa. Wskaźników tych nie polepszymy z dnia na dzień.

Autorzy raportu SAiMP powołują się na światowe bilanse rynku sztuki z Artprice.com (odpowiednik naszego portalu rynku sztuki Artinfo.pl). Informują, że obroty na światowym rynku sztuki w pierwszej połowie 2017 roku wyniosły 6,9 mld USD. W Polsce na aukcjach w pierwszym półroczu tego roku sprzedano dzieła za ok. 69,4 mln zł (suma cen przybitych młotkiem). Daje to ok. 18 mln USD, co stanowi ok. 0,26 proc. obrotów na światowym rynku, czytam w raporcie.

Autorzy raportu umoralniają nas, piszą: „Nie daje to dobrego świadectwa o kulturze naszej społeczności". W raporcie zbrakło mi komentarza, że w Polsce prawie nie istnieje edukacja w dziedzinie miłośnictwa sztuki i kupowania sztuki. Czy zatem mamy prawo oczekiwać lepszych wyników na aukcjach i wyższej kultury naszej społeczności?

Przejdźmy do bieżących propozycji rynkowych. Warto zwrócić uwagę na ofertę aukcji, jaka 25 listopada odbędzie się w Sopockim Domu Aukcyjnym (www.sda.pl). Są tam np. dwa świetne obrazy legendarnego malarza Władysława Ślewińskiego (1856–1918), przyjaciela Paula Gauguina.

Obrazy mają udokumentowany świetny rodowód. Na przykład pochodzące z 1912 r. „Żółte i czerwone róże w dzbanie", należały do żony artysty Eugenii Ślewińskiej, a potem były w nowojorskiej kolekcji Arthura G. Altschula. Obraz prezentowany był na wystawie monograficznej w Muzeum Narodowym w Warszawie. Reprodukowany jest w katalogu.

Dobry rodowód

Z kolei mniej znany malarz Jan Moniuszko (1853–1908) w 1907 roku namalował obraz „W pracowni Bacciarellego". Obraz w latach 1939–2001 był prywatnym depozytem w Muzeum Narodowym w Warszawie. Pochodzi ze słynnej kolekcji Andrzeja Rotwanda (1878–1951) bankowca, przemysłowca, giełdziarza i wybitnego kolekcjonera.

Rotwand, jak czytamy w Polskim Słowniku Biograficznym był współinicjatorem podpisania przez Zakłady Lilpopa w 1936 roku umowy z General Motors International na licencyjną produkcję, montaż i sprzedaż na terenie Polski samochodów osobowych i ciężarowych.

W krajowych katalogach aukcyjnych brakuje mi choćby krótkich opisów pokazujących wielkość i zasługi poprzedniego właściciela obrazu. W świecie takie opisy powodują wzrost zainteresowania obrazem i wpływają na wzrost ceny.

Na przykład pisałem w „Parkiecie" (16–17 września) o tym, że w opisie katalogowym Desy Unicum (www.desa.pl) nie wyjaśniono, kim był tajemniczy, wymieniony tylko z nazwiska kolekcjoner. A chodziło o wybitnego ekonomistę, założyciela Komitetu Obrony Robotników, Edwarda Lipińskiego (1888–1986). Dlaczego udokumentowana proweniencja obrazu nie ma u nas finansowego znaczenia?

Dla rasowego kolekcjonera obraz z dobrym rodowodem powinien być wielką atrakcją. To rodzaj pozytywnego snobizmu! Siedzę w swoim domu i patrzę na obraz, który wcześniej zachwycał Andrzeja Rotwanda lub Edwarda Lipińskiego. Ale najpierw musze wiedzieć, kim był np. Rotwand i Lipiński.

29 listopada Pragaleria (www.pragaleria.pl) zorganizuje aukcję polskiego designu z czasów PRL. To okazja do zdobycia oryginalnych gwiazdkowych prezentów, wzbogacenia kolekcji lub udekorowania mieszkania.

Obiektów będzie ponad 100, pośród nich zgromadzono kultowe dzieła. Jest na przykład plakat z 1960 roku Wojciecha Fangora do filmu Andrzeja Wajdy „Niewinni czarodzieje" (cena wyw. 2,9 tys. zł). Plakat może być elegancką dekoracją w każdym wnętrzu, np. biurowym, jak i np. w nowoczesnej domowej kuchni.

Pamiętam, parę lat temu w stołecznej galerii przy ul. Hożej ten plakat Fangora można było oficjalnie kupić za 150 zł. Od lat ma na aukcjach wysoką, stabilną cenę. Czy jeszcze podrożeje?

Wielka rzadkość

Kolekcjonerskim rarytasem jest fajansowa lampa Rogata zaprojektowana w 1959 roku przez Elżbietę Piwek-Białoborską, produkowana we Włocławku. Ma cenę wywoławczą 1,3 tys. zł. Takie kruche przedmioty to dziś wielka rzadkość. Uległy zniszczeniu, nikt ich nie szanował, nie traktował jak dzieła sztuki.

Oryginalne polskie wzornictwo z PRL zdrożeje. Pomoże temu propaganda muzealna. Na przykład na sensacyjnej wystawie „Dziedzictwo" w Muzeum Narodowym w Krakowie pośród skarbów naszej kultury stoi meblościanka Kowalskich. Takie meble stały w tysiącach polskich mieszkań. Jest też na wystawie fajansowy talerz z wytwórni we Włocławku.

1,8 tys. zł kosztuje fotel z podnóżkiem z 1965 roku, projektu Edmunda Homy. Od 1,8 tys. zł licytowana będzie figurka przedstawiająca sarnę. To projekt z 1958 roku Mieczysława Naruszewicza, wyrób Fabryki Porcelany w Ćmielowie. Jest też słynna butla Alicja projektu Zbigniewa Horbowego z 1971 (cena wyw. 450 zł). Może taka figurka lub butla zdobiły mieszkanie waszych rodziców? Może kupicie je z powodów sentymentalnych.

Inwestycje alternatywne
Małe sztabki i złote monety królują w rosnących zakupach Polaków
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje alternatywne
Pozycja długa na rynku sztuki
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę