Odnieśliśmy kolejny sukces. Media trąbiły, że do Polski wróciła kolejna strata wojenna. Odzyskaliśmy zaginiony w czasie okupacji niemieckiej obraz Jacka Malczewskiego pt. „Przy fortepianie". To wczesny obraz. Nie zapowiada on jeszcze obrazów, za które Malczewski ceniony jest między Odrą a Bugiem.
Od lat powtarzają się tego rodzaju smutne ceremonie, nierzadko mają one polityczny charakter. Zwykle wracają do kraju skradzione nam obrazy drugorzędnych obcych malarzy, w dodatku dzieła mało istotne w ich dorobku. Innych obrazów raczej nie mieliśmy.
Oczywiście skradzione dzieła sztuki powinny być zwrócone! Mnie boli to, że przy okazji powrotu dzieł zagrabionych nie mówi się o tym, że my w ogóle nie kupujemy obcej sztuki.
Wrócił obraz Malczewskiego. Ale nie mówimy o tym, że Malczewski jest malarzem jedynie o lokalnym znaczeniu. Nie potrafiliśmy wykreować sztuki artysty na arenie międzynarodowej.
Bez renomy i kontaktów
Nie potrafiliśmy, bo nasi muzealnicy nie mają międzynarodowej renomy i światowych kontaktów. Miał je niezapomniany Ryszard Stanisławski (1921–2000), legendarny dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi. Stanisławski skutecznie propagował polską sztukę.