Nasz wielki sukces

Rekordowo płacono za dekoracyjne dawne papiery wartościowe.

Publikacja: 20.06.2020 08:26

Foto: Gabinet Numizmatyczny Damian Marciniak

Odnieśliśmy kolejny sukces. Media trąbiły, że do Polski wróciła kolejna strata wojenna. Odzyskaliśmy zaginiony w czasie okupacji niemieckiej obraz Jacka Malczewskiego pt. „Przy fortepianie". To wczesny obraz. Nie zapowiada on jeszcze obrazów, za które Malczewski ceniony jest między Odrą a Bugiem.

Od lat powtarzają się tego rodzaju smutne ceremonie, nierzadko mają one polityczny charakter. Zwykle wracają do kraju skradzione nam obrazy drugorzędnych obcych malarzy, w dodatku dzieła mało istotne w ich dorobku. Innych obrazów raczej nie mieliśmy.

Oczywiście skradzione dzieła sztuki powinny być zwrócone! Mnie boli to, że przy okazji powrotu dzieł zagrabionych nie mówi się o tym, że my w ogóle nie kupujemy obcej sztuki.

Wrócił obraz Malczewskiego. Ale nie mówimy o tym, że Malczewski jest malarzem jedynie o lokalnym znaczeniu. Nie potrafiliśmy wykreować sztuki artysty na arenie międzynarodowej.

Bez renomy i kontaktów

Nie potrafiliśmy, bo nasi muzealnicy nie mają międzynarodowej renomy i światowych kontaktów. Miał je niezapomniany Ryszard Stanisławski (1921–2000), legendarny dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi. Stanisławski skutecznie propagował polską sztukę.

Cały czas mówię o pieniądzach! Gdyby muzealnicy potrafili propagować polską sztukę w świecie, to ona miałaby przyzwoite ceny. Miałaby pozycję na międzynarodowym rynku, bo kupowaliby ją obcokrajowcy.

Pytanie, czy nasza sztuka może się liczyć w świecie? Czy obrazy akurat Malczewskiego wyróżniają się czymś pozytywnie na tle europejskiego malarstwa z epoki? Wolałbym na pewno, żeby przywieziony teraz „Malczewski" został w świecie, żeby obcokrajowcy chcieli go ostro licytować.

Świat nie zna naszej sztuki. Prywatni marszandzi próbują teraz wykreować polskich artystów. Temu służą np. anglojęzyczne albumy-monografie Wojciecha Fangora i Jerzego Nowosielskiego wydane niedawno w międzynarodowej oficynie SKIRA, finansowane przez nasz rynek sztuki. Andrzej Starmach od 18 lat bierze udział w najwybitniejszych w świecie targach sztuki Art Basel w Bazylei. Propaguje tam polskich artystów, np. Tadeusza Kantora, Henryka Stażewskiego, Edwarda Krasińskiego, Hasiora.

Państwo nie ma pieniędzy, żeby kupować światową sztukę. Prywatni kolekcjonerzy po 1989 roku kupują prawie wyłącznie polonika. Niestety.

Do wyjątków należy Marek Roefler, który kupił np. świetny rysunek Modiglianiego, dobry obraz Chaima Soutine'a czy znakomite obrazy Tamary Łempickiej. Nie są to obrazy Łempickiej z najwyżej cenionego okresu w jej dorobku. Ale są to wybitne dzieła, które Roefler osobiście upolował na aukcjach. Marek Roefler dziesięć lat temu otworzył w Konstancinie prywatne muzeum. Każdy może je odwiedzić (www.villalafleur.pl).

Arystokraci nie kupowali sztuki

Przy okazji powrotu dzieł zagrabionych przez Niemców nie dyskutujemy, dlaczego w naszych muzeach nie ma dzieł liczących się światowych artystów? Nasi arystokraci nie kupowali sztuki. A jeśli już, to anachroniczne malarstwo, bez artystycznej wartości. Ale za to Henryk Grohman, przemysłowiec i patriota, kupował obcą sztukę najwyższej klasy.

Stale usprawiedliwiamy się zaborami. Jednak inne małe narody pod zaborami, w dodatku mające skromną elitę intelektualną, kupowały na bieżąco dzieła np. Picassa, Chagalla czy Cézanne'a. Moim zdaniem to nie zabory, lecz brak mieszczaństwa sprawił, że nie powstawały u nas kolekcje domowe i muzealne.

Kilka lat temu Arkady wydawały ciekawą serię „Skarby sztuki w Muzeach Narodowych". Rzecz znamienna, najlepsze obrazy w zbiorach stołecznego muzeum pochodzą głównie z poniemieckich prywatnych kolekcji z ziem przyłączonych po 1945 roku.

Poczytajcie „Zbiory polskie" Edwarda Chwalewika. Obejrzyjcie tysiące fotografii w książce „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej" Romana Aftanazego. W polskich szlacheckich domach nie było sztuki. Dlaczego? Dyskutujmy o tym fachowo!

Nie piszmy przy okazji powrotu obrazu Malczewskiego, że jest on „bezcenny". Takie gadanie niszczy hierarchię wartości. Bezcenne są arcydzieła np. Andrzeja Wróblewskiego. Teraz wrócił do nas po prostu obraz.

Nie zapomnę, jak w 2010 roku wróciła do nas z Niemiec „Pomarańczarka" Aleksandra Gierymskiego. Wystawił ją prowincjonalny dom aukcyjny, za grosze, pośród starych maszyn do pisania. Zabrakło wtedy dyskusji, dlaczego polska sztuka nie jest ceniona w świecie. Dlaczego kupują ją tylko Polacy?

Pan wie, jak mnie potraktowali?

Co ciekawego aktualnie proponuje rynek? Warszawski antykwariat Antique Concept Store wystawia legendarną grafikę Henryka Berlewiego (www.antiqueconceptstore.com). To „Mechano-Faktura", litografia sygnowana ołówkiem przez autora. Odbitka z 1961 roku ma numer 198/200.

Berlewi odniósł tą pracą międzynarodowy sukces już przed wojną. Na mnie wrażenie robi fakt, że wystawy swojej awangardowej sztuki organizował w salonach samochodowych. Grafika ma rozsądną cenę 15 tys. zł.

20 czerwca na aukcji krakowskiego antykwariatu Nautilus (www.nautilus-art.pl) oferowane będą obrazy Janiny Kraupe (1921–2016). Jeden z obrazów ma cenę wywoławczą 7 tys. zł. To względnie niska cena. Moim zdaniem najlepsze obrazy malarki z każdym rokiem cenione będą coraz bardziej. Z uwagi na wysoką jakość artystyczną i bogatą biografię artystki. Warto sprawdzić po aukcji, może obrazy nie zostaną wylicytowane?

Przed laty pomagałem Janinie Kraupe tropić falsyfikaty jej obrazów. Razem chodziliśmy po galeriach. Występowałem w roli świadka i „ochroniarza".

Kiedyś pani profesor poszła sama interweniować do galerii wystawiającej podróbki jej prac. Zdenerwowana zadzwoniła do mnie wieczorem i krzyknęła: pan wie, redaktorze, jak mnie potraktowali?! Odpowiedziałem: nie wiem, pani profesor. – Potraktowali mnie jak burą sukę! – odpowiedziała współtwórczyni legendarnej Grupy Krakowskiej.

Z kolei 27 czerwca Sopocki Dom Aukcyjny organizuje dwie aukcje (www.sda.pl). Oferowana będzie np. przepiękna butla Zbigniewa Horbowego (wyw. 700 zł). Postawiona na parapecie okna ma niezwykłą wartość dekoracyjną, kiedy prześwieca przez nią słońce.

Na koniec warto w celach edukacyjnych wejść na stronę Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka (www.gndm.pl). Są tam sensacyjne wyniki ostatniej aukcji, w tym licytacji zabytkowych papierów wartościowych.

Marciniak zapowiedział już kolejną aukcję. Rozpocznie się 3 października w Zamku Królewskim. Będzie wykład o numizmatyce dla początkujących i oferta dla debiutantów. Będą mogli licytować królewskie monety w cenach do 2 tys. zł, zabytki od czasów Zygmunta III Wazy do Jana III Sobieskiego.

Inwestycje alternatywne
Małe sztabki i złote monety królują w rosnących zakupach Polaków
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje alternatywne
Pozycja długa na rynku sztuki
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę