Spowolnienie gospodarcze sprawiło, że rynek gastronomiczny wyraźnie się podzielił: wiodący gracze rosną w siłę, ale mniejsi mają coraz większe problemy. Z reguły końcówka roku jest dla branży okresem żniw. Jednak zdaniem ekspertów ten rok należy już spisać na straty.
– Niestety, nic nie zapowiada, żeby na polskim rynku nastroje konsumenckie rychło się poprawiły. Sprzedaż zapewne dalej będzie pod presją. Ale operatorzy restauracji mogą ten czas wykorzystać, by zbić koszty nowych otwarć – mówi Włodzimierz Giller, analityk DM PKO BP.
AmRest nie zwalnia tempa
Na rynku głównym GPW są notowane trzy spółki gastronomiczne: AmRest, Sfinks oraz Polskie Jadło. Ta ostatnia jest w upadłości likwidacyjnej i za kilka miesięcy najprawdopodobniej zniknie z GPW. Najbardziej ekspansywną strategię niezmiennie realizuje AmRest. W tym roku zamierza otworzyć łącznie ponad 100 lokali, a planowana wartość inwestycji to aż 400 mln zł. Spowolnienie było jednak dobrze widoczne w wynikach grupy za I kwartał.
– Drugie półrocze może być dla polskiej części biznesu AmRestu nadal dość trudne, choć wydaje się, że dołek w sprzedaży LFL (like for like, czyli porównywalnej – red.) miał miejsce w pierwszym kwartale – mówi Małgorzata Kloka z UniCredit CAIB. Jej zdaniem klienci nadal będą zainteresowani przede wszystkim tańszymi produktami i promocjami. Z kolei w sieci Starbucks negatywny wpływ na przychody może mieć wprowadzona w kwietniu podwyżka VAT. – Wraz ze spodziewaną poprawą sytuacji makroekonomicznej spadek LFL w spółce powinien wyhamować. Jednak znaczącej poprawy spodziewałabym się dopiero w przyszłym roku – mówi. Na koniec czerwca spółka zarządzała w Polsce łącznie 287 lokalami. Największą siecią niezmiennie jest KFC (170 placówek).
W piątek akcje AmRestu kosztowały 89 zł. Średnia cena docelowa z wydanych od początku stycznia rekomendacji to 91 zł. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę tylko raporty z ostatnich trzech miesięcy, to otrzymujemy średnio tylko 72,5 zł.