Sieć stała się błogosławieństwem dla redaktorów, reporterów i korespondentów. Nic tak nie ułatwia pracy, jak możliwość wysłania tekstu czy zdjęcia do redakcji z niemal dowolnego miejsca na kuli ziemskiej.
WWW daje redakcjom niespotykaną dotąd elastyczność. Największym udogodnieniem dla sekretarzy redakcji jest przede wszystkim możliwość efektywnej pracy z korespondentami oraz współpracownikami. Teksty przychodzą błyskawicznie, nierzadko wyprzedzając agencyjne depesze. Intranet ułatwia współpracę między działami. Czas odgrywa kluczową rolę w dziennikach, gdzie odlicza się godziny do zamknięcia wydania.
Oczywiście nie wszyscy zaakceptowali internet. W redakcjach, które rozdały dożywotnie etaty, wciąż można spotkać redaktorów piszących na komputerze jednym palcem oraz tych, dla których urok zawodu stanowią drukowane przez telex z charakterystycznym hałasem depesze agencyjne. Nic dziwnego, w szkole uczono ich bezwzrokowego pisania, a zamiast z nadmiarem informacji, musieli walczyć z cenzurą. Lepiej znają rosyjski niż angielskim, może dlatego podchodzą do innowacji z uprzedzeniami i sceptycyzmem.
Jednak dziennikarze, którzy używają na co dzień internetu w swojej pracy, oczekują także określonych działań ze strony "źródeł informacji". Dla dziennika ekonomicznego są nimi działy public relations korporacji, banków, towarzystw inwestycyjnych. Niezrozumiałe jest, dlaczego od firmy trzeba za każdym razem wyciągać informacje, chociaż odpowiednio przygotowana notatka dla dziennikarza, mogłaby działać na jej korzyść. Specjaliści i menedżerowie public relations zachowują się tak, jakby nie znali potrzeb i specyfiki mediów. Przygotowują informacje prasowe byle jak, zwlekają i udzielają informacji z opóźnieniem, które wyklucza publikację materiału.
Chcemy newsów