Maklerzy, analitycy i doradcy tańsi

Ok. 2 tys. zł netto, czyli wynagrodzenie o ok. 50% niższe niż w dobie rynkowej prosperity, może otrzymać obecnie początkujący makler czy analityk. Nadal w cenie są specjaliści od finansów z doświadczeniem, którzy zarabiają kilkanaście tys. zł miesięcznie. Dla nich najważniejsze jest utrzymanie stanowiska, bo w przypadku redukcji o nową pracę jest bardzo trudno.

Publikacja: 02.03.2002 07:45

Łączenie lub likwidacja biur maklerskich i modne ostatnio cięcia kosztów w instytucjach finansowych to m.in. powody kurczenia się rynku pracy dla specjalistów z branży. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy znacznie spadły płace w finansach. Najbardziej cierpią osoby bez doświadczenia, dla których znalezienie pracy w zawodzie jest marzeniem bez względu na to, jak niską płacę otrzymają. 2 tys. zł netto miesięcznie na początek kariery maklera czy analityka to marzenie wielu osób, kończących obecnie studia ekonomiczne. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu taka oferta zostałaby przyjęta z drwiącym uśmiechem. W dalszym ciągu jednak wysoko opłacani są specjaliści z doświadczeniem. Według firmy doradczej Alexander Mann, analityk z dwuletnim stażem zarabia w Warszawie netto ok. 120 tys. zł rocznie. Z pięcioletnim stażem 175 tys. zł, często plus premia (w mniejszych miastach analityk może zarobić nawet kilkakrotnie mniej). Na podobnym poziomie kształtują się również zarobki doradców inwestycyjnych, którzy jednak w przypadku osiągnięcia dobrych wyników w zarządzaniu otrzymują wysokie premie. Dla tych osób najistotniejszą kwestią jest utrzymanie dotychczasowego miejsca zatrudnienia. - Gdybym teraz stracił pracę, to prawdopodobnie nie znalazłbym szybko nowej w moim zawodzie. W przypadku gdyby się udało, to z pewnością nowy pracodawca wykorzystałby argument o dużej liczbie specjalistów z doświadczeniem pozostających bez zatrudnienia do zaproponowania mi znacznie niższego wynagrodzenia niż obecne - powiedział PARKIETOWI zarządzający aktywami jednego z funduszy, pragnący zachować anonimowość.

Makler zarabia od 2 tys. netto

Wzrost liczby osób posiadających licencję maklerską albo doradcy inwestycyjnego spowodował znaczne obniżenie ich zarobków. Sporo spadły wynagrodzenia w stolicy, uważanej dotychczas za miejsce, gdzie, po pierwsze, zawsze można znaleźć zatrudnienie, a po drugie - sporo zarobić. Obecnie różnice na podobnych stanowiskach w Warszawie i poza stolicą sięgają około 20%, podczas gdy jeszcze niedawno dochodziły nawet do 70%. W dalszym ciągu utrzymuje się różnica zarobków w firmach polskich i zagranicznych.

Świeżo upieczony makler dostanie w stolicy najwyżej 3 tys. zł brutto, czyli ok. 2 tys. na rękę. Trudno sobie właściwie w tej chwili wyobrazić, że jeszcze kilka lat temu zawód maklera był jednym z najlepiej płatnych w Polsce. Maklerzy nie zarabiają dużo, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę kwoty, jakie codziennie przepływają przez ich ręce.

Sytuacja specjalistów od finansów jest znacznie gorsza w mniejszych miastach. Tam młody makler dostanie ok. 1200-1500 zł netto. - W Katowicach właściwie nie istnieje rynek pracy dla analityków, doradców czy maklerów. Firmy, które miały tu dotychczas centrale, przeniosły je do Warszawy. U nas zostały jedynie oddziały, które zajmują się sprzedażą instrumentów finansowych - mówi R. Salwa, który pod koniec zeszłego roku stracił pracę w ówczesnym DM BSK. Był zatrudniony jako analityk, zajmował się m.in. branżą paliwową i budownictwem.

Brak ofert

dla młodych maklerów

Otrzymanie pracy w zawodzie maklera czy analityka bez doświadczenia graniczy w obecnej sytuacji z cudem. Nawet ukończenie jednej z najlepszych w kraju szkół ekonomicznych, Szkoły Głównej Handlowej - nie gwarantuje zatrudnienia. - SGH ukończyłem w czerwcu zeszłego roku. Wcześniej zdałem egzamin na maklera, uzyskałem licencję. Naturalnym krokiem było poszukiwanie pracy. Wysłałem ok. 30 podań z załącznikami, czyli CV i listem motywacyjnym. Otrzymałem 4 odpowiedzi o treści: bardzo dziękujemy za zainteresowanie, ale obecnie nie planujemy zwiększenia stanu zatrudnienia. Umieścimy pańskie dane w naszej bazie - mówi Andrzej Kiryziuk, obecnie makler w Fortis Securities. - Zupełnie przypadkowo natknąłem się na ogłoszenie w PARKIECIE, że poszukiwany jest makler. Wysłałem więc swoje dane, po 2 tygodniach zostałem zaproszony na rozmowę. W międzyczasie wyjechałem na długie wakacje, a po powrocie - ku mojemu zdziwieniu - dostałem telefon, że mogę rozpocząć pracę - opowiada młody makler.

Jego zdaniem fakt, że otrzymał pracę, i to jeszcze w wymarzonym przez siebie zawodzie, jest niebywałym przypadkiem. - Większość moich kolegów, którzy ze mną kończyli studia, nie ma teraz zatrudnienia lub wykonuje dorywcze prace. Znany jest dowcip, jak bezrobotny absolwent SGH mówi do pracującego - hamburgera i colę proszę - dodał A. Kiryziuk.

Analityk mniej poszukiwany

W ostatnich miesiącach niełatwo jest też utrzymać dotychczasowe stanowisko. W 2001 r. pracę straciło sporo analityków. Głównie w wyniku likwidacji bądź łączenia się biur maklerskich i innych instytucji finansowych. W wyniku fuzji Banku Śląskiego z ING Polska złączono również struktury domów maklerskich obu instytucji. Wtedy okazało się, że na wielu stanowiskach zatrudnione są np. dwie osoby. - Obserwując to, co się działo w połączonym banku, należało dojść do wniosku, że podobna sytuacja będzie miała wkrótce miejsce w domu maklerskim. I tak się rzeczywiście stało. Po połączeniu działalności maklerskiej ING z BSK zwolnienia rozpoczęły się również w domu maklerskim - mówi Rafał Salwa.

Niewielkie mają być redukcje pracowników po połączeniu DM PBK z BM BPH ze względu na położenie sieci POK-ów obu biur maklerskich. Fuzja powinna się zakończyć w czerwcu.

Ciaśniej

też na rynku doradców

Nie tylko maklerzy czy analitycy mają problemy ze znalezieniem, a nawet utrzymania zatrudnienia. Zgodnie z ostatnimi danymi (za pierwsze półrocze 2001 r.) Krajowego Urzędu Pracy, na liście bezrobotnych figuruje prawie 25% z ok. 200 licencjonowanych doradców inwestycyjnych, podczas gdy oficjalnie maklerów (osób z licencją jest przeszło 1820) bez zatrudnienia pozostaje ok. 2,5%.

Pracę straciły w ostatnich miesiącach nawet osoby znane na rynku, z wieloletnim doświadczeniem i sukcesami w zarządzaniu aktywami. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypowiedzenie umowy o pracę od ING BSK Investment Management otrzymał Jacek Lichota. W ramach likwidacji ABN AMRO Asset Management zatrudnienie stracili m.in. Andrzej Kosiński czy Raimondo Eggink. Ten ostatni to bardzo znana i barwna postać na rynku kapitałowym. - Rzeczywiście, straciłem pracę i chwilowo jestem bezrobotny, co w gospodarce rynkowej jest zjawiskiem normalnym. Od momentu postawienia spółki, w której byłem zatrudniony, w stan likwidacji, rozglądam się za nową pracą, ale jeszcze nie znalazłem odpowiedniej oferty - powiedział R. Eggink. Jego zdaniem, w dłuższym horyzoncie, o ile w Polsce jest i zawsze będzie miejsce dla sprzedawców usług finansowych, to niekoniecznie dla ich twórców, czyli m.in. doradców inwestycyjnych. Zdaniem R. Egginka, zmniejszony popyt na osoby dobrze wykształcone, z dużym doświadczeniem, to efekt globalizacji. W jej wyniku centra zarządzania finansami przeniosły się poza granice Polski, u nas pozostają placówki, w których można handlować produktami finansowymi.

W poszukiwaniu

nowego pracodawcy

Utrata posady dla większości nie oznacza katastrofy życiowej. Zwolnione osoby starają się znaleźć nowe zatrudnienie.- Jeżeli nie uda mi się znaleźć niczego ciekawego w Polsce, to prawdopodobnie zdecyduję się na wyjazd za granicę - stwierdził R. Eggink. Powiedział nam niedawno, że wybierze najprawdopodobniej Chiny. Nowe zatrudnienie szybko znalazł Rafał Salwa. - Zostałem specjalistą ds. finansowych i obdarzono mnie dużym zaufaniem oraz dużą swobodą podejmowania decyzji - powiedział R. Salwa, zatrudniony obecnie w Opal sp. z o.o. Jacek Lichota zajął się działalnością na własną rękę, prowadzi internetową platformę obrotu nieruchomościami.

Exodus do Londynu

Pogorszenie sytuacji na rynku pracy w Polsce (związane m.in. z gorszą koniunkturą gospodarczą czy globalizowaniem przez banki inwestycyjne swoich analiz) zachęciło wiele osób do poszukiwania pracy za granicą. Naturalnym miejscem poszukiwania zatrudnienia jest europejskie centrum finansów, które mieści się w Londynie. Kuszą oczywiście pensje. Średnio analityk może otrzymać ok. 150 tys. dolarów (ok. 600 tys. zł), do tego dochodzą premie, często w wysokości rocznych zarobków. Firmy pomagają też w znalezieniu zakwaterowania, często partycypują w kosztach utrzymania.

Jednak rynek pracy w Londynie w ostatnich miesiącach również się skurczył. Wiele instytucji ograniczyło zatrudnienie, likwidując często całe działy, zajmujące się np. emerging markets. Pracę w City straciło sporo osób. W wielu przypadkach zostali zastąpieni "tańszymi" pracownikami, np. z Polski. Z ING BSK do ING w Londynie wyjechała w zeszłym roku Benita Mikołajewicz. Również w 2001 r. z ABN AMRO do tej samej instytucji w Londynie przeniosła się Aneta Wynimko.

Z banku inwestycyjnego

do spółki

W ciągu ostatniego roku nasiliły się przypadki migracji analityków z banków inwestycyjnych do spółek. Zbigniew Łapiński, były analityk branży telekomunikacyjnej w Deutsche Banku, pracuje obecnie w Netii. Tomasz Adamski, były prezes CDM Pekao, jest członkiem zarządu Mostostalu Export. Zbigniew Mazur, były prezes DI BWE, został szefem relacji inwestorskich w Optimusie. W ostatnim czasie na rynku dużo mówiło się o odejściu Jakuba Papierskiego z Deutsche Banku. Był on jednym z najwyżej ocenianych analityków sektora bankowego, a niedawno przeszedł do pracy w banku Pekao SA.

Mniejszy popyt na analityków jest też częściowo spowodowany spadkiem renomy tego zawodu, ze względu na przykład na dużą liczbę nietrafionych rekomendacji czy nacisków, jakie na działy analiz wywierały zespoły corporate finance.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego