Iluzjoniści

W zakresie "leczenia gospodarki" istnieje zapotrzebowanie na terapię przez "nakładanie rąk"

Publikacja: 29.05.2004 10:30

"Gazety Polskiej" nie czytam regularnie, ale kupiłem nr 20 (z 19 maja). Organ Piotra Wierzbickiego zawsze był "zaangażowany", co mi się podoba. Ale w omawianym numerze redakcja zaangażowała się jakby bardziej bezpośrednio - w zbieranie podpisów pod inicjatywą obywatelską na rzecz podatkowej rewolucji. Jest się w co angażować, bo ustawa ma służyć likwidacji bezrobocia i naprawie finansów publicznych.

Lepper bardzo wiele obiecuje, ale jakby trochę mniej. Ale pomysły (o których niżej) w świecie polityki cieszą się więcej niż przychylnym zainteresowaniem. Prawo i Sprawiedliwość inkorporowało do swojego programu przynajmniej dużą część tych idei. Elementy tej koncepcji pojawiają się w programie Samoobrony i chyba PSL-u. Pogratulować autorom. Niechętny jest tylko ekonomiczny establishment, choć na projekcie widnieje pieczęć szanownego Centrum im. Adama Smitha. Dlaczego? Pewnie z zawiści, że sami wcześniej na pomysł tak genialny w swej prostocie nie wpadli.

Autorzy zamierzają zlikwidować wszelkie składki (ZUS itp.) oraz wszystkie podatki dochodowe. To prowadzi w sumie do ubytku dochodów publicznych większego niż łączne dochody budżetu państwa. Ma to być zrekompensowane przez 25-proc. podatek od funduszu płac, 1-proc. od wartości wszystkich przychodów podmiotów gospodarczych i kwotowy miesięczny podatek (350 zł) od prowadzących działalność gospodarczą (dla "większych" firm 700 zł).

Na stronach internetowych można znaleźć zarówno projekt ustawy, jak i jego dość obszerne uzasadnienie. Lektura tych materiałów bynajmniej nie rozwiewa licznych wątpliwości, ale ideowe inspiracje są przejrzyste.

Przede wszystkim jest on określony niebywale precyzyjnie: w trzy lata po wprowadzeniu zmian bezrobocie wyniesie 4,05%! Dlaczego nikt wcześniej nie wprowadził takiego genialnego systemu?

Można przypuszczać, że autorzy ogromne nadzieje wiążą z ograniczeniem tzw. klina podatkowego. Ich zdaniem (i nie tylko ich) względne potanienie pracy spowoduje, że przedsiębiorcy zatrudnią dużo więcej pracowników. Otóż niekoniecznie. Przede wszystkim w realiach współczesnej gospodarki (polskiej szczególnie) zatrudnienie jest funkcją popytu i dostępnej technologii. Technologia w niewielkim stopniu dostosowuje się jednak do "lokalnej" relacji ceny pracy i kapitału. Praca w Polsce jest 3-4 razy (a nawet dużo więcej) tańsza niż w Niemczech, ale widać gołym okiem, że zatrudnienie, np. w supermarketach, jest u nas i u nich takie same.

Autorzy projektu nie piszą, że chcą wprowadzić "podatek liniowy", ale w istocie pod rządami ich ustawy podatki byłyby degresywne. Do tego musi prowadzić propozycja niskiego kwotowego podatku dla samozatrudnionych. Zgodnie z projektem, zatrudniony, zarabiający np. 3000 zł, płaciłby 750 zł podatku (obecnie płaci znacznie mniej), ale gdyby był samozatrudnionym to tylko 350 zł. Skądinąd jednak wiadomo, że można zostać samozatrudnionym, wykonując właściwie dowolną działalność. Jeśli np. ktoś jest nocnym stróżem, to może zarejestrować działalność w zakresie ochrony mienia i podpisać umowę na świadczenie usługi z dotychczasowym pracodawcą. Zmiana statusu nie będzie się jednak opłacała pracownikom o niskich dochodach - oni nie będą mogli zmniejszyć swoich obciążeń przez formalne manipulacje, chociaż nadal mogą ich do tego zmuszać pracodawcy ze względu na inne koszty zatrudnienia (np. urlop).

Zauważyć wypada na marginesie, że kwotowy podatek niezależny od dochodu musi utrudniać rozpoczynanie działalności na rachunek własny, bo podatek staje się wtedy dodatkowym kosztem.

W projekcie ustawy jest oczywiście szereg innych - więcej niż wątpliwych - pomysłów, ale przede wszystkim nie wiadomo, jak miałyby być rozstrzygnięte niektóre fundamentalne problemy, choć wiadomo, że ustawa niesie rewolucję. Wiadomo więc, że nie będzie składek na ubezpieczenie społeczne, ale zupełnie nie wiadomo co ma się stać - drobiazg - z całym systemem ubezpieczeń.Ludzie chorzy - np. na raka - rezygnują nieraz z usług lekarzy i udają się do specjalistów od "nakładania rąk". To im nie może pomóc, ale wyraża ich trafne przekonanie, że możliwości i kwalifikacje medyków są ograniczone. Nie lepsza (raczej gorsza) jest sytuacja ekonomistów (a tym bardziej polityków). Także więc w zakresie "leczenia gospodarki" istnieje zapotrzebowanie na terapię przez "nakładanie rąk".

Jeżeli jednak istnieje popyt, to musi się pojawić także podaż. No i pojawiają się iluzjoniści, którzy obiecują w ciągu trzech lat zlikwidować 20-proc. bezrobocie.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego