Ropa naftowa wczoraj staniała o ponad 1 proc. Uczestnicy tego rynku doszli do wniosku, że wtorkowa zwyżka cen prawie o 3 USD na baryłce niczym nie była uzasadniona, bo amerykańskie zapasy są wystarczające do pokrycia zimowego zapotrzebowania.
We wtorek ropa zdrożała na londyńskiej giełdzie o 5,5 proc., do 56,39 USD za baryłkę, co było najwyższą ceną tego surowca od 3 stycznia. Tak nerwowo inwestorzy zareagowali na raport o bliskim 5-letniego rekordu poziomie zaufania amerykańskich inwestorów, ale przede wszystkim na rządową prognozę pogody, przewidującą na najbliższy tydzień temperatury niższe niż zazwyczaj o tej porze roku.
Dzisiaj od rana przyszło jednak uspokojenie nastrojów, gdyż przeważyła opinia, że w wyniku spóźnionego nadejścia zimy rezerwy ropy naftowej są na poziomie odpowiednim do zaspokojenia nawet zwiększonego popytu. A poza tym przed nami na północnej półkuli już tylko miesiąc zimy. Amerykańskie zapasy ropy, pilnie śledzone przez uczestników rynku paliwowego, są obecnie o około 10 proc. większe od pięcioletniej średniej. W ubiegłym tygodniu wzrosły one o 2,68 mln baryłek, 0,8 proc., do 324,93 mln baryłek. Analitycy spodziewali się wzrostu o 1,5 mln baryłek. Departament Energetyki poinformował też o dwukrotnie większym od prognozowanego wzroście zapasów benzyny, do 224,61 mln baryłek. Za baryłkę ropy Brent z dostawą w marcu na londyńskiej giełdzie ICE płacono wczoraj po południu 55,63 USD, o 76 centów mniej niż na wtorkowym zamknięciu. Przed tygodniem
na zamknięciu sesji baryłka kosztowała 55,43 USD.