W "Parkiecie" z 30 stycznia 2007 r. ukazał się felieton Alfreda Adamca, głównego ekonomisty Noble Banku "ZUS a podatek liniowy". W felietonie tym autor uznał, że zarówno podatki, jak i państwowy system ubezpieczeń (w rozumieniu "płatności na rzecz ZUS") są daninami, które "obywatel ma obowiązek ponosić (...), a w zamian za to nie ma żadnych szczegółowo określonych uprawnień, a jedynie mgliste zapewnienie opieki państwa". Zdaniem autora, "obywatel nie może liczyć na ekwiwalentne do jego obciążenia fiskalnego świadczenia ze strony państwa".
Tezy te są efektowne, jednak w odniesieniu do składek na ubezpieczenia społeczne nieprawdziwe. Do roku 1999, przed rozpoczęciem wprowadzania reformy emerytalnej, rzeczywiście wyższe obciążenia ówczesną składką na ubezpieczenie społeczne nie prowadziły do odpowiedniego wzrostu poziomu świadczenia.
Wiązało się to z ówczesnymi rozwiązaniami, zgodnie z którymi składka naliczana była od całego wynagrodzenia, podczas gdy do kalkulacji wysokości świadczenia brano pod uwagę zarobek do 2,5-krotności przeciętnego wynagrodzenia. A istotnym elementem formuły wyliczania poziomu świadczenia była kwota bazowa niezależna od poziomu wynagrodzenia osoby ubezpieczonej. Brak było związku między opłacaną składką a otrzymywanym świadczeniem.
Sytuacja zmieniła się jednak w roku 1999, gdy wraz z reformą emerytalną wprowadzono ograniczenie poziomu opłacanej składki emerytalnej i rentowej do 30-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w skali roku, czyli dotychczasowy próg z formuły wyliczania świadczenia przeniesiono do formuły wyliczania składek emerytalnych i rentowych. Zasada ta ma zastosowanie do wszystkich ubezpieczonych, także tych, którzy pozostali w dotychczasowym systemie o zdefiniowanym świadczeniu.
W nowym systemie emerytalnym, z którego pierwsze wypłaty rozpoczną się w 2009 r., związek między opłacaną składką a świadczeniem jest jeszcze bardziej widoczny.