Amerykańska gospodarka kwitnie i w pełni otrząsnęła się po szoku wywołanym zamachami z 11 września 2001 r. - mówił we wtorek do zebranych na Wall Street biznesmenów prezydent George W. Bush.

Prezydent skrytykował wygórowane zarobki dyrektorów spółek. - Musicie zwracać uwagę na wysokość zatwierdzanych wynagrodzeń - mówił prezydent. Przyznał, że pensje i premie dyrektorów firm nie mogą być przedmiotem rządowych regulacji, ale podzielił się opinią, że ich wysokość powinna być bezpośrednio powiązana z sukcesem finansowym spółek.

Podążając za sugestią politycznych doradców, George W. Bush zdecydował się na wygłoszenie oddzielnego przemówienia poświęconego gospodarce zaledwie w tydzień po tradycyjnym orędziu o stanie państwa. Jako miejsce wybrał historyczny Federal Hall przy Wall Street, gdzie w 1789 r. tworzono zręby rządu federalnego. Sprzyjało mu szczęście. Tego samego dnia ogłoszono rządowe dane dotyczące wzrostu gospodarczego w IV kwartale, które okazały się dużo lepsze od prognoz. Przemówienie było jednym z elementów politycznego kontrataku Białego Domu przeciwko planom demokratycznej większości w Kongresie. Roztaczając świetlaną wizję stanu gospodarki, Bush zaapelował do demokratów o niepodnoszenie podatków oraz o przedłużenie uprawnień prezydenta do negocjowania umów handlowych.

Inwestorzy ze szczególną uwagą czekali na opinię Busha w sprawie rozluźnienia regulacji wprowadzonych przez ustawę Sarbanesa-Oxleya z 2002 r. Powiedział, że co prawda podpisane przez niego prawo ukróciło falę korporacyjnych skandali, ale pewne części ustawy ?mogą zniechęcać firmy do wchodzenia na nasze giełdy". Zdaniem prezydenta, nie trzeba zmieniać prawa, należy zmienić ?sposób jego egzekwowania". Prezydent złożył też niezapowiedzianą wizytę na parkiecie NYSE, gdzie został przyjęty owacją. Przed nim na giełdzie w czasie jej pracy pojawił się jedynie Ronald Reagan.

(Nowy Jork)