Najdrastyczniejsze podwyżki cen gazu dotykają kraje Europy Wschodniej, które do niedawna kupowały paliwo na preferencyjnych warunkach. Ulgowe traktowanie skończyło się, gdy sojusznicy Rosji obrali prozachodni kurs. Ostatnio jednak ofiarą podwyżek padła Białoruś, dotychczas uważana za wiernego sojusznika Moskwy. Te dobre stosunki było widać w cenie surowca dostarczanego białoruskim odbiorcom. Mińsk kupował gaz tanio - po 47 USD za 1000 metrów sześciennych. Jednak Rosja zdecydowała pod koniec zeszłego roku, że Białorusini powinni rozliczać się z Gazpromem tak, jak kraje Europy, i na ten rok zaproponowała cenę 200 USD za 1000 metrów sześciennych. O zgodzie na takie warunki nie było mowy. Gospodarka naszego wschodniego sąsiada nie wytrzymałaby takiego ciosu. Gazprom złagodniał i zaoferował cenę 105 USD za 1000 metrów sześciennych, ale żądał również udziałów w spółce Biełtransgaz, która zarządza gazociągami na Białorusi. Mińsk nie miał wyboru i zgodził się 31 grudnia na warunki Rosjan (z ceną paliwa obniżoną o pięć dolarów - do 100 USD). Gazprom zapłaci 2,5 mld USD za 50 proc. udziałów w Biełtransgazie. Białoruski premier stwierdził, że umowa jest niekorzystna dla jego kraju. Dlatego Mińsk odpowiedział Moskwie wprowadzeniem cła w wysokości 45 USD na tonę ropy naftowej eksportowanej na Zachód przez Białoruś. Rosja miała kłopot, bo przez białoruską nitkę rurociągu "Przyjaźń" transportuje około 30 proc. ropy importowanej przez kraje Europy. W efekcie część odbiorców (w tym Polska) przez trzy dni nie otrzymywała surowca. Mińsk szybko wycofał się z wprowadzonych ceł, gdy Moskwa zagroziła sankcjami ekonomicznymi.
Sytuacja z Białorusią była podobna do tego, co działo się na Ukrainie w styczniu ubiegłego roku. Wówczas Kijów nie chciał zgodzić się na podwyżkę cen gazu, jakiej zażądał Gazprom, ale Ukraińcy - w odróżnieniu od Białorusinów - nie zdążyli wynegocjować warunków importu przed Nowym Rokiem. Rosja wstrzymała dostawy surowca na Ukrainę. Ukraińcom udało się jednak wytargować rozsądną cenę: 95 USD za 1000 metrów sześciennych. W tym roku zapłacą 35 dolarów więcej.
Problem ma też Gruzja. Rosja rozpoczęła nakładanie sankcji ekonomicznych, gdy prezydentem tego kraju został Michaił Saakaszwili i zaczął mówić o integracji z Zachodem. W styczniu 2006 r. w tajemniczych okolicznościach doszło do wybuchu gazociągu dostarczającego surowiec do Gruzji. Eksplodowała również elektrownia zaopatrująca w prąd stolicę, Tbilisi. Gruzińskie władze w trakcie awarii sprowadzały paliwo z Turcji, Azerbejdżanu i Iranu. Gaz z Iranu płynął przez rurociągi w Armenii. Dziś byłby z tym problem - Gazprom przejął kontrolę nad armeńską siecią przesyłową. Napięte stosunki rosyjsko-gruzińskie pogorszyła gigantyczna, prawie dwukrotna, podwyżka ceny gazu - do 235 USD za 1000 metrów sześciennych od początku tego roku. Rząd gruziński się zgodził, gdyż negocjacje rozpoczęły się zimą, a nie chciał powtórki scenariusza sprzed roku. Gruzja zamierza jeszcze w tym roku w całości przejść na dostawy paliwa z sąsiedniego Azerbejdżanu. Ale Azerbejdżan może za to zapłacić wysoką cenę: Gazprom chce zmniejszyć o połowę dostawy surowca do tego kraju i zapowiada, że będzie on droższy. Władze w Baku nie pozostały dłużne Moskwie i wstrzymały eksport ropy do rosyjskiego naftoportu w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym. Azerowie może poradziliby sobie bez rosyjskiego gazu, ale mają problemy z eksploatacją surowca ze swoich złóż w basenie Morza Kaspijskiego.
Scenariusz, według którego postępuje Gazprom, jest niemal standardowy: gwałtowna podwyżka, a następnie negocjacje w okresie grzewczym. To sprowadza do parteru państwa, które zaopatrują się w gaz w Rosji. Podobnie było z Mołdawią, która w ostatnich dniach grudnia zgodziła się na podwyżkę gazu do 170 USD za 1000 metrów sześciennych, o 10 USD więcej niż w 2006 r. Dokładnie przed rokiem mołdawskie władze nie zdążyły wynegocjować na czas ceny gazu i przez kilka tygodni rurociągi z Rosji były puste.Mniej drastyczne niż na Białorusi czy w Gruzji, ale również znaczące, są podwyżki gazu w krajach bałtyckich. Estończycy w 2007 r. bźdą płacić 260 USD za 1000 metrów sześciennych. Na Łotwie, gdzie 34 proc. walorów Latvijas Gaze, krajowego dystrybutora surowca, należy do Gazpromu, paliwo bździe kosztowało 220 USD, na Litwie 210 USD. Litwini w ubiegłym roku mieli dużo problemów z rosyjską ropą. Po lipcowej awarii rurociągu "Przyjaęń" wstrzymano dostawy surowca dla rafinerii w Możejkach. Początkowo władze Transnieftu, operatora rosyjskich rurociągów, zapewniały, że tranzyt wstrzymano chwilowo z powodów technicznych. Po przeszło piźciu miesiącach rury dostarczające rosyjską ropą do Możejek są nadal puste i tak ma być do lata.
Gazowy monopolista rozszerza wpływy również na Dalekim Wschodzie. Gazprom inwestuje aż 11 mld dolarów w rurociągi, którymi paliwo popłynie do Chin od 2011 r. W grudniu koncern zdobył też kontrolę nad olbrzymią inwestycją gazową Sachalin-2 na Morzu Ochockim. W skład projektu, o budżecie blisko 20 mld USD, wchodzi m.in. budowa zakładów skraplających gaz ziemny oraz rurociąg dostarczający paliwo do Japonii. Gazprom wszedł do przedsięwzięcia po tym, jak rosyjskie władze zarzuciły udziałowcom inwestycji naruszenie norm ochrony środowiska, za co groziło odebranie pozwolenia na prowadzenie prac. Dlatego brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell oraz japońskie spółki Mitsui i Mitsubishi ustąpiły i sprzedały Rosjanom połowę udziałów. Podobne zarzuty kierowane były pod adresem francuskiego koncernu Total, który eksploatuje złoże Chariaga oraz konsorcjum TNK-BP, które wydobywa gaz z syberyjskiej Kowykty. Spółki (na razie) prowadzą prace bez zakłóceń.