Z jednej strony kłopoty z gazem, a z drugiej - problem z "Przyjaźnią"

Publikacja: 02.02.2007 08:07

Najdrastyczniejsze podwyżki cen gazu dotykają kraje Europy Wschodniej, które do niedawna kupowały paliwo na preferencyjnych warunkach. Ulgowe traktowanie skończyło się, gdy sojusznicy Rosji obrali prozachodni kurs. Ostatnio jednak ofiarą podwyżek padła Białoruś, dotychczas uważana za wiernego sojusznika Moskwy. Te dobre stosunki było widać w cenie surowca dostarczanego białoruskim odbiorcom. Mińsk kupował gaz tanio - po 47 USD za 1000 metrów sześciennych. Jednak Rosja zdecydowała pod koniec zeszłego roku, że Białorusini powinni rozliczać się z Gazpromem tak, jak kraje Europy, i na ten rok zaproponowała cenę 200 USD za 1000 metrów sześciennych. O zgodzie na takie warunki nie było mowy. Gospodarka naszego wschodniego sąsiada nie wytrzymałaby takiego ciosu. Gazprom złagodniał i zaoferował cenę 105 USD za 1000 metrów sześciennych, ale żądał również udziałów w spółce Biełtransgaz, która zarządza gazociągami na Białorusi. Mińsk nie miał wyboru i zgodził się 31 grudnia na warunki Rosjan (z ceną paliwa obniżoną o pięć dolarów - do 100 USD). Gazprom zapłaci 2,5 mld USD za 50 proc. udziałów w Biełtransgazie. Białoruski premier stwierdził, że umowa jest niekorzystna dla jego kraju. Dlatego Mińsk odpowiedział Moskwie wprowadzeniem cła w wysokości 45 USD na tonę ropy naftowej eksportowanej na Zachód przez Białoruś. Rosja miała kłopot, bo przez białoruską nitkę rurociągu "Przyjaźń" transportuje około 30 proc. ropy importowanej przez kraje Europy. W efekcie część odbiorców (w tym Polska) przez trzy dni nie otrzymywała surowca. Mińsk szybko wycofał się z wprowadzonych ceł, gdy Moskwa zagroziła sankcjami ekonomicznymi.

Sytuacja z Białorusią była podobna do tego, co działo się na Ukrainie w styczniu ubiegłego roku. Wówczas Kijów nie chciał zgodzić się na podwyżkę cen gazu, jakiej zażądał Gazprom, ale Ukraińcy - w odróżnieniu od Białorusinów - nie zdążyli wynegocjować warunków importu przed Nowym Rokiem. Rosja wstrzymała dostawy surowca na Ukrainę. Ukraińcom udało się jednak wytargować rozsądną cenę: 95 USD za 1000 metrów sześciennych. W tym roku zapłacą 35 dolarów więcej.

Problem ma też Gruzja. Rosja rozpoczęła nakładanie sankcji ekonomicznych, gdy prezydentem tego kraju został Michaił Saakaszwili i zaczął mówić o integracji z Zachodem. W styczniu 2006 r. w tajemniczych okolicznościach doszło do wybuchu gazociągu dostarczającego surowiec do Gruzji. Eksplodowała również elektrownia zaopatrująca w prąd stolicę, Tbilisi. Gruzińskie władze w trakcie awarii sprowadzały paliwo z Turcji, Azerbejdżanu i Iranu. Gaz z Iranu płynął przez rurociągi w Armenii. Dziś byłby z tym problem - Gazprom przejął kontrolę nad armeńską siecią przesyłową. Napięte stosunki rosyjsko-gruzińskie pogorszyła gigantyczna, prawie dwukrotna, podwyżka ceny gazu - do 235 USD za 1000 metrów sześciennych od początku tego roku. Rząd gruziński się zgodził, gdyż negocjacje rozpoczęły się zimą, a nie chciał powtórki scenariusza sprzed roku. Gruzja zamierza jeszcze w tym roku w całości przejść na dostawy paliwa z sąsiedniego Azerbejdżanu. Ale Azerbejdżan może za to zapłacić wysoką cenę: Gazprom chce zmniejszyć o połowę dostawy surowca do tego kraju i zapowiada, że będzie on droższy. Władze w Baku nie pozostały dłużne Moskwie i wstrzymały eksport ropy do rosyjskiego naftoportu w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym. Azerowie może poradziliby sobie bez rosyjskiego gazu, ale mają problemy z eksploatacją surowca ze swoich złóż w basenie Morza Kaspijskiego.

Scenariusz, według którego postępuje Gazprom, jest niemal standardowy: gwałtowna podwyżka, a następnie negocjacje w okresie grzewczym. To sprowadza do parteru państwa, które zaopatrują się w gaz w Rosji. Podobnie było z Mołdawią, która w ostatnich dniach grudnia zgodziła się na podwyżkę gazu do 170 USD za 1000 metrów sześciennych, o 10 USD więcej niż w 2006 r. Dokładnie przed rokiem mołdawskie władze nie zdążyły wynegocjować na czas ceny gazu i przez kilka tygodni rurociągi z Rosji były puste.Mniej drastyczne niż na Białorusi czy w Gruzji, ale również znaczące, są podwyżki gazu w krajach bałtyckich. Estończycy w 2007 r. bźdą płacić 260 USD za 1000 metrów sześciennych. Na Łotwie, gdzie 34 proc. walorów Latvijas Gaze, krajowego dystrybutora surowca, należy do Gazpromu, paliwo bździe kosztowało 220 USD, na Litwie 210 USD. Litwini w ubiegłym roku mieli dużo problemów z rosyjską ropą. Po lipcowej awarii rurociągu "Przyjaęń" wstrzymano dostawy surowca dla rafinerii w Możejkach. Początkowo władze Transnieftu, operatora rosyjskich rurociągów, zapewniały, że tranzyt wstrzymano chwilowo z powodów technicznych. Po przeszło piźciu miesiącach rury dostarczające rosyjską ropą do Możejek są nadal puste i tak ma być do lata.

Gazowy monopolista rozszerza wpływy również na Dalekim Wschodzie. Gazprom inwestuje aż 11 mld dolarów w rurociągi, którymi paliwo popłynie do Chin od 2011 r. W grudniu koncern zdobył też kontrolę nad olbrzymią inwestycją gazową Sachalin-2 na Morzu Ochockim. W skład projektu, o budżecie blisko 20 mld USD, wchodzi m.in. budowa zakładów skraplających gaz ziemny oraz rurociąg dostarczający paliwo do Japonii. Gazprom wszedł do przedsięwzięcia po tym, jak rosyjskie władze zarzuciły udziałowcom inwestycji naruszenie norm ochrony środowiska, za co groziło odebranie pozwolenia na prowadzenie prac. Dlatego brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell oraz japońskie spółki Mitsui i Mitsubishi ustąpiły i sprzedały Rosjanom połowę udziałów. Podobne zarzuty kierowane były pod adresem francuskiego koncernu Total, który eksploatuje złoże Chariaga oraz konsorcjum TNK-BP, które wydobywa gaz z syberyjskiej Kowykty. Spółki (na razie) prowadzą prace bez zakłóceń.

Komentarz

Robert Gwiazdowski

prezydent Centrum im. Adama Smitha

"Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami" - pisał Carl von Clausewitz. A polityka bywała przez wieki kontynuacją ekonomii - także innymi środkami. Ale to nieprawda, że dziś Rosjanie wykorzystują ropę i gaz do prowadzenia polityki. "Rossija" może jest jeszcze "rodiną" dla niektórych Rosjan. Ale nie dla rosyjskich elit politycznych. Co im z potęgi Rosji? Za caratu zbudowana potęga pozostawała w carskiej "rodzinie". Dziś ważniejsza jest własna "rodzina", ba, na Kremlu zasiądzie ktoś nowy i może zrobić to, co Putin Chodorkowskiemu. Dlatego rządzący Rosją wykorzystują groźbę energetycznego szantażu nie z powodów politycznych, tylko ekonomicznych. Dla Rosji i rosyjskich koncernów dzisiejsze ceny ropy i gazu są błogosławieństwem. A rosną one wówczas, gdy wieją huragany, jest ostra zima, światu grożą terroryści i dyktatorzy. Im więcej politycznego chaosu wprowadzają Rosjanie na rynku, tym ich cena jest wyższa - i tym lepiej dla Gazpromu, któremu za kilka lat szefował będzie pewnie Putin. I do tego czasu musi być on prawdziwym imperium, i to międzynarodowym, a nie takim troszkę malowanym, jak był Jukos. Źeby nikt Putina nie mógł już zesłać do łagru. Gdy Chodorkowski zaczynał prywatyzować Jukos, ropa kosztowała 10 USD za baryłkę,

a tuż przed jego aresztowaniem doszła raptem do 20 USD za baryłkę.

Teraz ma być i jest inaczej.

Anna Judina

analityk paliwowy Raiffeisenbank

Gazprom to olbrzymia firma o dużych możliwościach, ale jednak ograniczonych. Wielkie inwestycje w dalekowschodnim kierunku, jak np. budowa rurociągu do Chin, mogą odbić się na zmniejszeniu aktywności spółki na rynku europejskim, a także amerykańskim, gdzie Gazprom zamierza dostarczać skroplony gaz. Firma odkrywa nowe złoża gazu ziemnego, ale nie jest w stanie przystąpić szybko do ich eksploatacji. Dlatego w przypadku złoża Sztokman Gazprom miał współpracować z zachodnimi koncernami. Rząd jednak zdecydował, że poradzi sobie sam bez inwestorów zagranicznych. W efekcie wydobycie gazu ze Sztokmana ulegnie opóźnieniu, a tym samym perspektywa eksportu paliwa do USA oddala się. Nie mając wystarczającej infrastruktury na eksploatację nowych złóż, spółka stara się zdobyć kontrolęrealizują zagraniczne firmy. Niedawno Gazprom wszedł do projektu

Sachalin-2, którego głównym wykonawcą do tej pory był Shell.

Rafał Paczkowski

Instytut Studiów Wschodnich

Rosja wykorzystuje swoją sytuację dominującego dostawcy gazu

czy ropy i nie zawsze - w sposób nazwijmy to czysty - doprowadza do zmian w umowach handlowych. Naszym zdaniem, jest to ostatni

moment na te działania. Rosjanie po prostu muszą to robić, bo teraz jeszcze mogą coś ugrać. Budują ekonomiczną potęgę swoich firm.

Za kilka lat nie będzie już na to czasu. Wtedy to Rosjanie będą musieli być bardziej elastyczni w walce o klienta. Polska czy kraje byłego ZSRR coraz bardziej uniezależniają się od rosyjskich złóż. Na przykład dywersyfikacja dostaw gazu do Polski za pośrednictwem szczecińskiego

Gazoportu odbierze Gazpromowi możliwość dyktowania warunków

i podnoszenia cen według uznania. Warto także zauważyć, że Polska jako klient nie była ostatnio stroną w kwestiach spornych dotyczących dostaw gazu. Nasze kłopoty czy obawy wynikały głównie z napiętej sytuacji

na linii Rosja-Białoruś. Tak na dobrą sprawę mogliśmy powiedzieć, że nas te kwestie nie dotyczą i Rosjanie mają po prostu wywiązywać się z umów, jakie zawarli. Oczywiście pewne ryzyko zmniejszenia dostaw

zawsze istnieje i należy się z nim liczyć. Jednak groźba tzw. zakręcenia kurka zmaleje w momencie, kiedy będziemy kupować gaz u kilku

dostawców. Przy okazji warto zauważyć, że te niepokoje surowcowe

nie mają żadnego przełożenia na kwestie polityczne. Rząd rosyjski

jest świadomy tego, że jesteśmy członkami Unii Europejskiej

i nie będziemy się podporządkowywać takim czy innym żądaniom

Kremla.

Artem Konczin

analityk paliwowy rosyjskiej grupy inwestycyjnej ATON

Gazprom rości sobie wyłączne prawo do sprzedaży rosyjskiego gazu za granicę. W ubiegłym roku usankcjonowała to nawet Duma. Inwestycje takie jak Sachalin-2 na Morzu Ochockim od samego początku miały na celu eksport paliwa, ale w formie skroplonej. Tę gałąź również chce kontrolować Gazprom i tym należy tłumaczyć zdobycie kontroli nad projektem Sachalin-2. Zagraniczne koncerny muszą być świadome,

że Kreml nie pozwoli im na eksport gazu. Dlatego Gazprom próbuje wejść do kolejnej inwestycji z udziałem zachodniej spółki. Chodzi o BP, który zajmuje się eksploatacją syberyjskiego złoża Kowykta. Jego zasoby

są na tyle duże, że pozwalają na sprzedaż surowca nie tylko na rynku

wewnętrznym, ale też odbiorcom w Chinach. Aby to zrealizować,

BP będzie potrzebował udziału Gazpromu w inwestycji.

Nie można jednak stwierdzić, że Kreml nie chce zagranicznych koncernów w sektorze paliwowym. Moskwie potrzebna jest technologia, jaką posiadają koncerny spoza Rosji. Widać to w przypadku przedsięwzięcia na złożu Sztokman na Morzu Barentsa w którym prawdopodobnie obok Gazpromu znajdą się spółki norweskie, takie jak Statoil, Norsk Hydro. Przedsięwzięcie realizowane jest w warunkach arktycznych i oprócz wydobycia surowca zakłada produkcję gazu skroplonego. Jest to pierwsza tego typu inwestycja dla rosyjskiego koncernu i potrzebna jest mu pomoc z zagranicy.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy