Renomowana firma audytorska Ernst & Young stwierdziła, że zarząd Stalexportu, na czele którego stoi Emil Wąsacz, nie przekroczył kompetencji, pozyskując w czerwcu 2006 r. Autostrade jako inwestora strategicznego. Zdaniem kierownictwa poważnie obciążonej finansowo spółki, była to jedyna możliwość uniknięcia bankructwa. Włosi objęli 21,7 proc. akcji, wpompowując do Stalexportu ponad 68 mln zł.
Audytor nie miał zastrzeżeń co do informowania rady nadzorczej przez zarząd o przebiegu negocjacji. Stwierdził również, że umowa należycie zabezpiecza interesy Stalexportu i akcjonariuszy. Inwestorzy dobrze przyjęli raport. Papiery Stalexportu podrożały wczoraj o 4,5 proc., do 4,44 zł.
O zbadanie kulisów negocjacji i zawarcie umowy zabiegał Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (ma 11,4 proc. akcji Stalexportu). Twierdził, że zarząd katowickiej firmy wykazywał zbytnią samodzielność, prowadząc negocjacje z potencjalnymi inwestorami. Zarzucał również, że o ich przebiegu nie była należycie informowana rada nadzorcza. Z tego powodu fundusz chciał nawet odwołania kierownictwa katowickiej spółki. Raport audytora jednoznacznie rozwiewa te wątpliwości.
Co by było, gdyby...
Ernst & Young stwierdził, że scenariusze, przedstawione akcjonariuszom przez zarząd Stalexportu są bardzo prawdopodobne. Zdaniem zarządu, gdyby Włosi nie objęli pierwszej transzy akcji, Stalexport w III kwartale 2006 r. musiałby ogłosić upadłość. Gdyby inwestor objął pierwszą transzę, ale nie dostał zgody NWZA na dalsze zaangażowanie (do 50 proc. plus 1 walor), katowicka firma upadłaby w III kwartale 2007 r.