Ropa naftowa drożeje od początku tygodnia. Zwyżkę cen tego surowca spowodowało nadejście mroźnej zimy na znacznych obszarach Stanów Zjednoczonych, a także w północnej części Skandynawii. Amerykańska Krajowa Służba Meteorologiczna przewiduje, że temperatury poniżej wieloletniej średniej będą utrzymywały się do 20 lutego. W tej sytuacji specjaliści z rynku surowcowego przewidują, że popyt na olej opałowy na północnym wschodzie, gdzie zużywane jest 80 proc. tego paliwa w USA, będzie w przyszłym tygodniu o 19 proc. większy niż zazwyczaj. Właśnie spodziewany spadek zapasów oleju opałowego i napędowego był bezpośrednią przyczyną wczorajszego wzrostu cen ropy.

Po opublikowaniu cotygodniowego raportu Departamentu Energetyki cena ropy na londyńskiej giełdzie na chwilź przekroczyła poziom 59 USD za baryłkę. Raport ten bowiem z nawiązką potwierdził prognozowane skurczenie się rezerw paliw destylowanych.

Okazały się one mniejsze o 3,6 mln baryłek (2,6 proc.) i wyniosły 136,3 mln baryłek. Analitycy spodziewali się spadku zapasów w tej kategorii o 3 mln baryłek. Co gorsze, spadły też rezerwy surowej ropy. W tygodniu zakończonym 2 lutego były mniejsze o 0,45 mln baryłek, podczas gdy analitycy spodziewali się ich wzrostu o 2 mln baryłek.

Po osłabieniu notowań w końcowej czźści sesji za baryłkę ropy Brent z dostawą w marcu na londyńskiej giełdzie ICE płacono wczoraj pod koniec notowań 58,82 USD, o 40 centów więcej niż na wtorkowym zamknięciu. Przed tygodniem na zamknięciu sesji baryłka kosztowała 57,40 USD.