Finlife nie udało się zrealizować zeszłorocznych planów i zakończyć 2006 r. z dodatnim wynikiem. Strata towarzystwa wyniosła prawie 3,5 mln zł. Rok wcześniej Finlife zamykał rok ze stratą przekraczającą 9,5 mln zł. - Planowaliśmy, że już w 2006 r. uda nam się wyjść na zero lub osiągnąć niewielki zysk - mówi Bogusław Sosnowski, prezes Finlife. - Przeznaczyliśmy jednak sporo pieniędzy na inwestycje, m.in. na wprowadzenie nowego systemu informatycznego. Trzeba także zwrócić uwagę, że towarzystwo musiało zwiększyć poziom rezerw - tłumaczy Sosnowski.
Towarzystwo zebrało w zeszłym roku prawie 78 mln zł składek, czyli o około 6 mln mniej niż w 2005 r. Gorzej sprzedawały się zarówno klasyczne ubezpieczenia na życie, jak i polisy wypadkowe i chorobowe. Nieznaczny wzrost przypisu spółka zanotowała tylko w polisach powiązanych z funduszem kapitałowym (z 7,9 do 8 mln zł). Towarzystwo ma obecnie ponad 11 tys. aktywnych polis, czyli o około 3 tys. mniej niż w 2005 r. Zdecydowaną większość (ponad 10 tys.) stanowią polisy indywidualne.
Zdaniem Bogusława Sosnowskiego wpływ na mniejszy przypis miała m.in. słaba sprzedaż nowych samochodów. - Współpracujemy z Dominetem i Santander Consumer Bankiem. W obu bankach mamy wyłączność na ubezpieczanie kredytów samochodowych. Niestety, sytuacja na rynku motoryzacyjnym zaważyła na naszej sprzedaży - mówi Sosnowski.
Prezes Finlife zapewnia, że 2006 r. był ostatnim rokiem, kiedy spółka poniosła stratę. - Na koniec 2007 r. towarzystwo powinno zebrać około 100 mln zł przypisu i zakończyć rok niewielkim zyskiem - twierdzi Sosnowski.
Problem w tym, że około 20 proc. składek Finlife pozyskuje dzięki umowie z Dominetem. Bank ma, jak wiadomo, przejąć belgijski Fortis, który planuje otwarcie w Polsce własnej spółki ubezpieczeniowej.