Już drugi raz w tym miesiącu na europejskich rynkach akcji podaż mocno przybrała na sile. Po wyraźnej zniżce z 8 lutego, również wczoraj sprzedający byli zdecydowanie górą. Podobnie jak w tamtym przypadku, za wcześnie jest jednak bić na alarm i zapowiadać trwalsze pogorszenie koniunktury. W zasadzie każda zniżka, która nie doprowadzi do przełamania wsparcia, jakim jest szczyt z pierwszej połowy

listopada 2006 r. (dla indeksu DJ Stoxx 50, opisującego notowania największych firm ze Starego Kontynentu, wypada przy 3739 pkt) z punktu widzenia średniookresowego trendu jest niewiele znacząca. Z drugiej strony, nie widać czynników, które mogłyby spowodować przyspieszenie ślamazarnego tempa wzrostu cen akcji w Europie. Już teraz 12-miesięczna zmiana DJ Stoxx 50 jest wyraźnie niższa niż w przypadku amerykańskiego DJIA. Taka sytuacja utrzymuje się od października 2006 r. Równocześnie ciekawe jest to, że dla pierwszego z tych indeksów zmiana utrzymuje się od końca października 2006 r. poniżej średniej z 12 miesięcy, a dla drugiego jest odwrotnie. Taka przewaga amerykańskich spółek nad europejskimi stoi jednak trochę w sprzeczności z ostatnio opublikowanymi danymi o przepływach kapitału w USA. Wykazały w grudniu bardzo duże ujemne saldo kupna i sprzedaży amerykańskich akcji, a jednocześnie duże zainteresowanie Amerykanów zagranicznymi walorami. Pierwsze wyniosło 11,6 mld USD, drugie blisko 19 mld USD. To oczywiście dane za jeden miesiąc, więc trudno przywiązywać do nich bardzo duże znaczenie. Ale jeśli się powtórzą, będzie to ciekawy materiał do analizy. Na razie na amerykańskich parkietach udaje się utrzymać status quo i wciąż pozostają bardzo odporne na złe wiadomości. Wpływ kiepskich wyników Home Depot na nastroje zneutralizowały osiągnięcia Wal-Marta. Pierwsze były oczekiwane, drugie okazały się lepsze od prognoz.

Inwestorzy zatem cały czas dają wyraz przekonaniu, że kłopoty gospodarki USA zawężą się do sektora nieruchomości.