Rolą OFE nie jest finansowanie długów państwa

Z Ewą Lewicką, prezesem Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, rozmawia Marta Chmielewska-Racławska

Publikacja: 23.02.2007 09:24

Jak bardzo otwartym funduszom emerytalnym przeszkadzają ustawowe limity inwestycyjne?

Przede wszystkim nie jest to kwestia limitów inwestycyjnych. To problem różnorodności i wielkości oferty instrumentów finansowych. Jest ich zbyt mało, jak na ogromne potrzeby gotówkowe OFE. Stanęła prywatyzacja. Nie ma dużych ofert, które zasilały giełdź. Wielkie pod względem aktywów fundusze prawie nie mają możliwości zaangażowania się w małe i średnie przedsiębiorstwa. Brakuje odpowiednich wehikułów inwestycyjnych.

OFE staną się wkrótce albo już stały się największymi inwestorami finansującymi zadłużenie polskiego budżetu. Czy tak duży udział obligacji skarbowych w portfelach OFE jest korzystny dla członków funduszy?

Rolą OFE nie jest finansowanie długu państwa. Natomiast możliwość dywersyfikacji portfela ma chronić pieniądze przyszłych emerytów przed wstrząsami na rynkach finansowych. Stąd bierze się obecność obligacji w aktywach OFE. Natomiast proporcje poszczególnych kategorii lokat to efekt sytuacji na rynku, limitu zaangażowania w akcje oraz braku innych instrumentów, które wypierałyby obligacje skarbowe z portfeli funduszy, np. obligacji korporacyjnych czy komunalnych.

Czy jest szansa, że to się zmieni?

W grudniu ubiegłego roku odbyło się spotkanie przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, najpierw z przedstawicielami całego rynku kapitałowego, a potem - z naszym środowiskiem. Umówiliśmy się, że będziemy wnosić swoje propozycje w blokach tematycznych. Jednym z nich jest problematyka inwestycyjna. Przygotowujemy materiał o polityce inwestycyjnej funduszy emerytalnych, który chcemy przesłać do Rady Rozwoju Rynku Finansowego i Komisji Nadzoru Finansowego.

Czy jest szansa na zniesienie minimalnej stopy zwrotu?

Na razie chcemy zacząć o tym rozmawiać. Nie mamy dobrego pomysłu, czym zastąpić ten mechanizm. Chodzi nam raczej o osłabienie jego negatywnego działania. Są teraz pilniejsze problemy, które trzeba rozwiązać.

No właśnie. Wypłaty emerytur z II filaru. Czy same PTE nie mogłyby zarządzać pieniźdzmi aż do ich wypłaty?

To wymagałoby od instytucji, które dziś pełnią jedną funkcję - zarządzania aktywami, ponosząc jedynie ryzyko inwestycyjne, przekształcenia się w zakłady ubezpieczeniowe o szerszym profilu ryzyka. W związku z tym musiałyby ponieść pewne koszty. Po co? Przecież już istnieją firmy na rynku, które mogą zaoferować taki produkt.

Jakie jest, waszym zdaniem, optymalne rozwiązanie?

Nasza propozycja opiera się na założeniach, o których mówiło się na początku reformy emerytalnej. Dziś Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej twierdzi, że nie został przygotowany grunt na dokończenie reformy. Nie jest to prawdą. W 1999 roku dość klarownie zakładano, że inwestowaniem środków, podobnie jak wypłacaniem emerytur, mają się zająć instytucje prywatne. Podmiotów ma być wiele, rynek - konkurencyjny.

U podstaw reformy emerytalnej legła fundamentalna zasada - dywersyfikacji systemu. Część składki, którą płacimy na nasze emerytury, trafia do ZUS. Dzięki temu nabywamy uprawnienia do emerytury. Druga część - kapitałowa - to żywe pieniądze. Ich powrót do ZUS, czego chce resort pracy, jest złamaniem zasady dywersyfikacji systemu. Przecież wypłata emerytur wiąże się z ryzykiem aktuarialnym, demograficznym. Chodzi o to, żeby to ryzyko wzięły na siebie instytucje prywatne, a nie państwo.

Resort pracy argumentuje, że ich rozwiązanie - zarządzanie pieniędzmi przez ZUS - będzie tańsze dla emerytów.

Żeby produkt był tani, samą operacją wypłacania mógłby zająć się ZUS, razem ze środkami z I filaru. Ale trzeba pamiętać o tym, że rozwiązania oparte na funduszach publicznych nigdzie na świecie się nie sprawdziły. Są mniej efektywnie zarządzane od prywatnych, uzyskują gorsze wyniki. Sporządziliśmy raport o różnych systemach, które działają dziś w innych państwach. Wysłaliśmy go do wszystkich zainteresowanych instytucji, żeby mogły podejmować decyzje w oparciu o taką wiedzę.Okazało się, że nigdzie na świecie nie istnieje konstrukcja, którą zaproponował resort pracy. Jeśli są fundusze publiczne, to mają one dwojaki charakter: funduszu rezerwy demograficznej (wówczas są to podmioty o dużo mniejszych aktywach niż polskie OFE) albo funduszy konkurujących z prywatnymi, ale na etapie gromadzenia składek, a nie wypłacania pieniędzy. Najczęściej realizują one także jakieś cele polityczne, np. finansują tanie budownictwo mieszkaniowe.

Jakie maksymalne opłaty mogłyby pobierać zakłady ubezpieczeń? 6-7 proc., o których mówi resort pracy to stawka zaczerpnięta ze starego projektu ustawy.

Skierowaliśmy takie pytanie do różnych instytucji. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy, ale przygotowujemy analizę kosztów. Zbieramy dane z rynków - polskiego i zagranicznych. Ubezpieczyciele w Polsce oferują produkt renty dożywotniej i wydaje się, że stawki pobierane przez nich są dużo niższe niż 7 proc. W koszty tych produktów wliczona jest także akwizycja. Jeśli odjąć od tego nakłady poniesione na marketing bezpośredni, to te koszty będą o połowę mniejsze niż z marketingiem.

Interesuje mnie techniczna strona koncepcji wypłaty emerytur przez ubezpieczycieli, za którą opowiada się rynek. Jak by to wyglądało w praktyce?

Ten system przypominałby szwedzkie ślepe konta. W wieku 60 lat kobieta, a mężczyzna w wieku 65 lat informuje ZUS, że chce podjąć swoją emeryturę. Zakład pokazuje listę instytucji, które zajmują się wypłatą. Jej przygotowaniem prawdopodobnie musiałby zająć się nadzór. Lepiej, żeby były to dość proste, przejrzyste informacje. Przykładowo: pokazywałyby, jaką kwotę emerytury oferuje każda z firm za zgromadzony kapitał, np. 1 tys. zł, oraz jaki udział w zyskach miałby klient z jego inwestowanego kapitału, np. 80 proc. Po dokonaniu wyboru, ZUS przesyła do wybranej firmy dane o wieku ubezpieczonego i zgromadzonym kapitale. Zatem ubezpieczyciel może się reklamować, ale nie może bezpośrednio udać się do danej osoby, bo nie jest w stanie jej zidentyfikować. W tym wariancie odpada nam koszt akwizycji, który zwykle bywa wysoki.

Wiceminister pracy Romuald Poliński powiedział, że OFE niekoniecznie muszą być obowiązkowe. Co Pani sądzi o tym pomyśle?

Wydaje mi się, że chodzi tu o uwolnienie części składki, którą można by przeznaczyć na dobrowolne inwestowanie na emeryturę.

Teraz składka, którą płacimy do ZUS, w 1/3 przekazywana jest do sektora prywatnego, w 2/3 - do publicznego. Jeśli część z tej składki uwolnilibyśmy, to oznaczałoby, że oddajemy ją ubezpieczonym do dyspozycji. Czyli na przyszłą emeryturę będą płacić znacznie mniej. Inaczej mówiąc - w przyszłości osoby, które zdecydowałyby się na rezygnację z OFE, dostaną emeryturę tylko z I filaru. To propozycja obniżenia emerytury dla tej części społeczeństwa, która nie będzie dodatkowo oszczędzać na emeryturę, a w rezultacie -konieczność poniesienia ogromnych nakładów na pomoc społeczną za kilkanaście lat. Ci, którzy będą zapobiegliwi, płacąc fundusz emerytalny zostaną "ukarani" w przyszłości. Ich podatki sfinansują nakłady na pomoc społeczną. To jest kwestia patrzenia na finanse publiczne w perspektywie 50 lat.

A gdyby alternatywą dla OFE był fundusz publiczny?

To rozwiązanie podobne do pomysłu powierzenia ZUS funkcji zarządzającego aktywami. Mogę tylko powtórzyć, iż z międzynarodowego doświadczenia wynika, że instytucje publiczne mniej efektywnie inwestują pieniądze, bo są narażone na ryzyko polityczne angażowania się w projekty, które wskaże państwo. Nie interes klienta jest na pierwszym miejscu i nie pomnażanie kapitału.

Ale może klienci wierzą państwowym instytucjom.

Nie zmienia to faktu, że historycznie wyniki inwestycyjne instytucji publicznych są na świecie gorsze niż prywatnych.

Dla klienta może się liczyć niższe ryzyko.

Ryzyko będzie jednakowe, bo fundusz publiczny musiałby podlegać takim samym regułom jak prywatne. Z jedną różnicą - zarząd tego pierwszego byłby poddany presji politycznej. I na jego decyzje inwestycyjne mógłby wpływać ktoś z zewnątrz. Ta instytucja nie może być dotowana. Jeśli nie wypracuje odpowiedniego wyniku inwestycyjnego - minimalnej wymaganej stopy zwrotu, musi dopłacić. Z czego? Z budżetu państwa.

Jak Pani ocenia powstanie zespołu w Kancelarii Premiera, który ma się zająć m.in. problemem wypłaty emerytur?

To bardzo dobra wiadomość. Tempo, w jakim przygotowywano do tej pory ustawy dotyczące tej część systemu emerytalnego, jest niewielkie. Zarówno jeśli chodzi o wypłaty, jak i emerytury pomostowe. Roboczy zespół międzyresortowy jest tutaj ratunkiem, bo to przyspiesza prace.

Dziękuję za rozmowę.

FOT. archiwum

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy