Ministerstwo Polityki i Pracy od dwóch i pół miesiąca przygotowuje analizę kosztów wypłaty emerytur z II filaru. Tymczasem "Parkiet" dowiedział się, ile z naszych świadczeń wzięliby ubezpieczyciele, gdyby włączyć ich w realizację ostatniego etapu reformy emerytalnej.
Oferta towarzystw ubezpieczeń na życie wydaje się całkiem atrakcyjna. Jak wynika z raportu przygotowanego przez ubezpieczycieli, pobraliby oni od każdej emerytury nie więcej niż 1 proc. (koszty polisy) plus kilka złotych rocznie za obsługę.
- Kluczowe byłyby opłaty narzucane przez ZUS jako wypłacającego pieniądze - mówi Zygmunt Kostkiewicz, prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Zakładów Ubezpieczeń, Towarzystw Emerytalnych i Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych i wiceprezes Commercial Union Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie.
Ale to nie wszystko. Firmy chciałyby także dostać część wypracowanego przez nie na kapitale emerytalnym zysku (np. 70 proc. dla klienta, 20 proc. dla zarządzającego zgromadzonymi środkami). Związek, podobnie jak Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, proponuje rozwiązanie rynkowe. Dzięki temu ubezpieczyciele rywalizowaliby o klientów wysokością emerytury i udziałem w zyskach.
Obsługę - m.in. wysyłanie informacji, przekazywanie pieniędzy świadczeniobiorcom - zapewniałby ZUS. To dlatego, że towarzystwa, w przeciwieństwie do Zakładu, nie miałyby dostępu do szczegółowych danych osób, które są ich klientami. Znane byłyby im np. wiek, wysokość kapitału i płeć - to, co potrzebne do zarządzania ryzykiem aktuarialnym. Klient natomiast wybierałby sobie podmiot prywatny na podstawie informacji zebranych od firm przez ZUS. W efekcie emerytura dożywotnia miałaby być tanim produktem, bo nie obciążonym kosztami akwizycji czy marketingu.