Czesi nie od wczoraj mają kłopoty ze swą pierwszą, postawioną jeszcze we współpracy z "Wielkim Bratem" elektrownią atomową w Temelinie. Co kilka miesięcy w zakładzie zdarzają się różne awarie i nieprzewidziane wydarzenia. Od 2001 roku w Temelinie doszło już do ośmiu wycieków radioaktywnej wody. Trzeba tu dodać, że ostatnio występują one coraz częściej. Od sierpnia zeszłego roku do marca tego, czyli w ciągu nieco ponad pół roku, miały miejsce aż trzy tego typu zdarzenia. W tej sytuacji nie dziwi zaniepokojenie, jakie zdradzają i Austriacy (elektrownia leży tuż przy granicy), i czeskie władze.

Tak się złożyło, że ostatnie awarie w Temelinie zbiegły się w czasie z dyskusją na temat zaangażowania się Polski w budowę, a dokładniej zasadniczą modernizację elektrowni atomowej w Ignalinie na Litwie. Już spotkałem się z głosami, które twierdziły, że ostatnie czeskie przypadki powinny powstrzymać nas przed inwestowaniem w litewską siłownię. Jestem dokładnie przeciwnego zdania.

Zarówno Temelin, jak i funkcjonująca obecnie siłownia w Ignalinie, to - jak już wspomniano - stare i zawodne, bo radzieckie konstrukcje. Właśnie to jest zasadniczym i - być może nawet - jedynym powodem kolejnych awarii. Podobne wycieki - o takich słyszymy teraz z Czech - zdarzyć się mogą także na Litwie. Prawdopodobnie równie zaniepokojeni jak dziś Austriacy, będziemy my.

Co zrobić, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo tego typu wydarzeń? Zmodernizować Ignalin. Dlatego Polska powinna czym prędzej doprowadzić do zawarcia porozumienia w tej sprawie.