Z moich obserwacji wynika, że wiele osób trafiło na prawo, tkwiąc w złudnym przekonaniu, iż poświęcają się najbardziej ogólnokształcącemu kierunkowi studiów, który nie będzie kolidował z realizacją ich prawdziwych pasji życiowych, jak korzenioplastyka albo zwiedzanie Azji Południowo-Wschodniej.
Gdy o takiego studenta prawa z czasem upomina się prawdziwe życie, z przerażeniem zauważa on, że zamiast prawdziwie przydatnych życiowych umiejętności, jak budowa dróg i mostów albo programowanie w C+, umie tylko udzielać niejasnych i podpartych licznymi zastrzeżeniami informacji na temat prawdopodobnego sposobu rozumienia tekstów zapisanych w Dziennikach Ustaw. Co gorsza, zauważa też, że to - wydawałoby się - podejrzane zajęcie może być całkiem popłatne i z rezygnacją wstępuje na ścieżkę życia znaczoną godzinami grzebania w zatęchłych tomach organów promulgacyjnych i przesiadywania w ciemnych korytarzach Krajowego Rejestru Sądowego...
Ale ma być pozytywnie - o błyskotliwej karierze prawnika. Nie mogę zatem nie wspomnieć o moim drogim przyjacielu ze studiów, Marku, który wkrótce po egzaminie magisterskim dobrze się ożenił i zajął prowadzeniem sieci sklepów jubilerskich. Moja droga była znacznie mniej błyskotliwa, także w dosłownym znaczeniu, ale nabrała gwałtownego rozpędu pewnego letniego wieczoru kilkanaście lat temu, gdy przeglądając ogłoszenia drobne w "Rzeczpospolitej" w poszukiwaniu tanich kwater nad morzem, natrafiłem przypadkowo na dwa sąsiadujące ze sobą ogłoszenia drobne. W jednym z nich duża kancelaria prawna poszukiwała studentów prawa zainteresowanych prawem gospodarczym. W drugim duża kancelaria poszukiwała doświadczonych prawników z praktyką w prawie gospodarczym. Identyczne numery telefonów wskazywały, że chodzi o tę samą dużą kancelarię prawną.
Byłem wówczas na drugim roku aplikacji i - szczerze mówiąc - nie pasowałem do żadnej z dwóch możliwych charakterystyk kandydatów. Swoje CV, którego najmocniejszym atutem było doświadczenie w pracy jako magazynier w amerykańskim supermarkecie, wysłałem zatem bez wskazania, o jakie stanowisko się ubiegam. Po pół roku, wczesnym rankiem, odebrałem telefon z żądaniem niezwłocznego stawienia się na rozmowę kwalifikacyjną. Niestety, nie nadałem należytego znaczenia faktowi, że telefon ów miał miejsce w sobotę, 2 stycznia. W ten sposób poświęciłem kilkanaście lat życia branży, która pracuje w soboty, 2 stycznia.
Praca