Faktoring odwrotny jest wciąż nowością na polskim rynku. Usługę oferują na razie tylko dwa banki: Raiffeisen oraz DnB Nord. Ten instrument finansowy przeznaczony jest dla odbiorców towarów i usług, którzy w oczach banków cieszą się dużą wiarygodnością.

Dlaczego "faktoring odwrotny"? Bo umowę z firmą faktoringową podpisuje odbiorca towarów, czyli dłużnik, a nie wierzyciel, jak ma to miejsce w tradycyjnym faktoringu. Mimo to zasada jest podobna. Faktor skupuje wierzytelność i płaci za nią dostawcy. Odbiorca reguluje należność już nie ze swoim dostawcą, ale z bankiem w momencie, gdy faktura staje się wymagalna. Ryzyko niewypłacalności odbiorcy bierze na siebie bank. - Dzięki takiemu rozwiązaniu dostawcy otrzymują finansowanie po bardzo atrakcyjnej cenie - mówi Jerzy Dąbrowski z Raiffeisen Bank Polska. - Koszt faktorowania obrotu jest bowiem bliski warunkom, na jakich finansowanie dostałby sam odbiorca, który często jest podmiotem o znacznie lepszej kondycji finansowej - dodaje.

Zapewnienie dostawcom szybkiej zapłaty za faktury pozwala odbiorcy wynegocjować lepsze warunki handlowe, np. wydłużenie kredytu kupieckiego. Jeżeli jednak dostawca nie zgodzi się wystawiać faktur z dłuższym niż dotychczas terminem płatności, wtedy regulowanie wzajemnych należności, a także koszty faktoringu kształtują się nieco inaczej. Bank spłaca wierzytelność za odbiorcę dokładnie w terminie ich płatności (przykładowo po 60 dniach, jeśli na taki okres dostawca wystawił fakturę), na dodatkowy czas udzielając mu kredytu. Kosztem dodatkowego okresu finansowania są odsetki, które bankowi płaci odbiorca. Faktoring odwrotny stanowi około 5 procent obrotów faktoringowych w przypadku Raiffeisen Banku i 30 proc. w DNB Nord.