Obok bursztynowej komnaty, świętego Graala, Atlantydy i kręgów zbożowych we wsi Wylatowa w Kujawsko-Pomorskiem do największych tajemnic współczesnego świata należy niewątpliwie fenomen niskiej inflacji.
Dla niewtajemniczonych w meandry ekonomicznej empirii spieszę wyjaśnić, że od co najmniej kilku lat można zauważyć, że inflacja jest zdecydowanie niższa, niż bywała w poprzednich dekadach, oraz słabiej i krócej reaguje na pojawienie się szoków cenowych (na przykład w postaci wyższych cen surowców). Osłabieniu również uległ związek inflacji ze zmianami cyklu koniunkturalnego, co dotyczy zarówno gospodarki światowej, jak i naszego lokalnego, polskiego podwórka. I to praktycznie wszystko, co wiemy. O ile bowiem samo zjawisko niskiej dynamiki cen jest obserwowalne gołym okiem, o tyle jednoznaczne wskazanie jego źródła jest już z lekka problematyczne.
Oczywiście, opracowania akademickie oferują przeróżne wyjaśnienia, wśród których prym wiedzie teoria o antyinflacyjnym wpływie postępującej globalizacji. W takiej czy innej formie pewnie każdy z nas ją słyszał. Choćby to, że tania produkcja z Chin czy Indii pomaga utrzymać niski światowy poziom cen, osłabiając jednocześnie związki krajowej inflacji z bieżącą sytuacją gospodarczą.
Jednak "trop azjatycki" nie wszystkich przekonuje. A wśród wielu innych, alternatywnych wyjaśnień na uwagę zasługuje pogląd jednego ze znanych amerykańskich ekonomistów Frederica Mishkina, który przyczyn obecnej, niskiej inflacji upatruje w zakotwiczeniu oczekiwań inflacyjnych na niskim poziomie. Jako że nic w gospodarce nie dzieje się bez powodu, to - zdaniem tego autora - przyczyn powyższego zakotwiczenia należy upatrywać w wysokiej wiarygodności władz monetarnych, budowanej systematycznie w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Innymi słowy, autor uważa, że w ciągu poprzednich dekad banki centralne tak dobrze dbały o stabilność cen, że wszyscy uwierzyli, że będzie tak również w przyszłości. Dlatego też obecnie podmioty gospodarcze w mniejszym niż do tej pory stopniu reagują na zjawiska potencjalnie inflacjogenne (wyższe ceny ropy, wyższy wzrost gospodarczy etc.). Ciekawe, prawda?
Jednak ktoś w tym momencie może zadać przytomne pytanie, czym w zasadzie teoria ta wyróżnia się wśród wielu poprzednich? I co czyni ją wartą uwagi? Różnica dotyczy przede wszys- tkim konsekwencji dla polityki pieniężnej. A dokładniej tego, w jaki sposób bank centralny powinien reagować na wzrost inflacji. Jeśli bowiem rzeczywiście mają rację ci, którzy bronią chińsko-indyjskich źródeł niskiej inflacji, to w przypadku wyższego wzrostu cen bank centralny nie musi robić wiele lub zgoła nie musi robić nic, wiedząc, że czynniki zewnętrzne wykonają przynajmniej część antyinflacyjnej pracy.