Słodka pokusa nicnierobienia

Zaufanie należy do tych przywilejów, które zdobywa się mozolnie, traci zaś zadziwiająco łatwo

Publikacja: 06.07.2007 09:16

Obok bursztynowej komnaty, świętego Graala, Atlantydy i kręgów zbożowych we wsi Wylatowa w Kujawsko-Pomorskiem do największych tajemnic współczesnego świata należy niewątpliwie fenomen niskiej inflacji.

Dla niewtajemniczonych w meandry ekonomicznej empirii spieszę wyjaśnić, że od co najmniej kilku lat można zauważyć, że inflacja jest zdecydowanie niższa, niż bywała w poprzednich dekadach, oraz słabiej i krócej reaguje na pojawienie się szoków cenowych (na przykład w postaci wyższych cen surowców). Osłabieniu również uległ związek inflacji ze zmianami cyklu koniunkturalnego, co dotyczy zarówno gospodarki światowej, jak i naszego lokalnego, polskiego podwórka. I to praktycznie wszystko, co wiemy. O ile bowiem samo zjawisko niskiej dynamiki cen jest obserwowalne gołym okiem, o tyle jednoznaczne wskazanie jego źródła jest już z lekka problematyczne.

Oczywiście, opracowania akademickie oferują przeróżne wyjaśnienia, wśród których prym wiedzie teoria o antyinflacyjnym wpływie postępującej globalizacji. W takiej czy innej formie pewnie każdy z nas ją słyszał. Choćby to, że tania produkcja z Chin czy Indii pomaga utrzymać niski światowy poziom cen, osłabiając jednocześnie związki krajowej inflacji z bieżącą sytuacją gospodarczą.

Jednak "trop azjatycki" nie wszystkich przekonuje. A wśród wielu innych, alternatywnych wyjaśnień na uwagę zasługuje pogląd jednego ze znanych amerykańskich ekonomistów Frederica Mishkina, który przyczyn obecnej, niskiej inflacji upatruje w zakotwiczeniu oczekiwań inflacyjnych na niskim poziomie. Jako że nic w gospodarce nie dzieje się bez powodu, to - zdaniem tego autora - przyczyn powyższego zakotwiczenia należy upatrywać w wysokiej wiarygodności władz monetarnych, budowanej systematycznie w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Innymi słowy, autor uważa, że w ciągu poprzednich dekad banki centralne tak dobrze dbały o stabilność cen, że wszyscy uwierzyli, że będzie tak również w przyszłości. Dlatego też obecnie podmioty gospodarcze w mniejszym niż do tej pory stopniu reagują na zjawiska potencjalnie inflacjogenne (wyższe ceny ropy, wyższy wzrost gospodarczy etc.). Ciekawe, prawda?

Jednak ktoś w tym momencie może zadać przytomne pytanie, czym w zasadzie teoria ta wyróżnia się wśród wielu poprzednich? I co czyni ją wartą uwagi? Różnica dotyczy przede wszys- tkim konsekwencji dla polityki pieniężnej. A dokładniej tego, w jaki sposób bank centralny powinien reagować na wzrost inflacji. Jeśli bowiem rzeczywiście mają rację ci, którzy bronią chińsko-indyjskich źródeł niskiej inflacji, to w przypadku wyższego wzrostu cen bank centralny nie musi robić wiele lub zgoła nie musi robić nic, wiedząc, że czynniki zewnętrzne wykonają przynajmniej część antyinflacyjnej pracy.

Jeśli natomiast rację ma cytowany powyżej autor, to taka "strategia bezczynności" może okazać się bardzo, ale to bardzo niebezpieczna. Jeśli bowiem bank centralny pozostanie bierny w obliczu szybszego wzrostu inflacji, ryzykuje, że straci wiarygodność jako strażnik stabilności cen. Co trudne nie jest, bo jak pokazuje praktyka - nie tylko ekonomiczna - zaufanie należy do tych przywilejów, które zdobywa się mozolnie, traci zaś zadziwiająco łatwo. Dlatego też, jeśli w odpowiedzi na rosnącą inflację bank centralny wykaże się zbyt małą aktywnością (czekając aż pomogą tani chińscy robotnicy), to może się okazać, że straci wiarygodność, oczekiwania inflacyjne wzrosną, a inflacja podąży ich śladem. A w takim przypadku koszty przywrócenia inflacji do początkowych, niskich poziomów mogą okazać się bardzo wysokie. Właśnie dlatego, że utracone zaufanie zdobywa się bardzo, ale to bardzo mozolnie.Wróćmy w tym momencie na nasze krajowe podwórko. Zgodnie z badaniem CBOS na początku tego roku 43 proc. Polaków dobrze oceniało działalność RPP, przeciwnego zaś zdania było 9 proc. Jest to wynik zdecydowanie lepszy od rezultatów z 2001 r., kiedy to dobrą ocenę wystawiło Radzie jedynie 19 proc. ankietowanych, złą zaś 50 proc. Zasadne jest więc pytanie, na ile obecna, uparcie niska inflacja może wynikać właśnie z tego, że Rada Polityki Pieniężnej stała się instytucją, która w opinii Polaków dobrze dba o wartość pieniądza? Niestety, jest to pytanie z gatunku tych, na które nie można odpowiedzieć ex ante. Lecz nawet na pierwszy rzut oka widać, że w powyższej teorii może być jednak coś na rzeczy. To zaś z kolei oznacza, że jeśli w obliczu rosnącej inflacji RPP pozwoli sobie na słodką pokusę nicnierobienia, to potencjalnie ryzykuje nie tylko trwalszym wzrostem inflacji, ale i (a raczej przede wszystkim) nadwerężeniem długo budowanej reputacji. Wniosek taki wspiera niedawny artykuł członka RPP, profesora Andrzeja Wojtyny ("Rzeczpospolita" z 29 czerwca), który, choć w nieco mniej frywolnym tonie, formułuje konkluzje podobne do powyższych. Ciekawe, czy i jak długo będzie je podzielać większość w RPP?

Główny ekonomista Fortis Banku

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy