Choć ropa naftowa wczoraj trochę staniała, wciąż tylko niecałe dwa dolary brakowało do historycznego rekordu jej notowań na giełdzie paliwowej w Londynie. W sierpniu zeszłego roku za baryłkę płacono po 78,3 USD, wczoraj - chwilowo po 76,4 USD. Ceny utrzymały się w okolicach 76 USD po opublikowaniu raportu o zapasach ropy i jej pochodnych w USA. Rezerwy samej ropy spadły bardziej od oczekiwań, jednak aż o 1,14 mln baryłek przeliczeniowych, w porównaniu z przewidywanymi 825 tys., zwiększyły się zapasy benzyny. Rynek skupia się ostatnio na zapasach benzyny ze względu na trwający w USA i Europie sezon motoryzacyjny.
Nadzieje na spadek cen "czarnego złota" rozwiał kartel OPEC, odpowiadający za 40 proc. światowych dostaw. Jego sekretarz generalny Abdalla el-Badri powiedział wczoraj, że członkowie OPEC są gotowi zwiększać produkcję, gdy zajdzie potrzeba, jednak teraz jej nie ma. Jego zdaniem, rynek jest dobrze zaopatrzony, zapasy ropy są powyżej średniej z ostatnich pięciu lat.
Według goszczącego wczoraj w Warszawie ministra ds. ropy Arabii Saudyjskiej Ali al-Naimiego, żaden z odbiorców ropy nie prosił ostatnio o zwiększenie dostaw. Tłumaczył, że przyczyną drogiej ropy są napięcia polityczne i problemy z przerobem surowca przez rafinerie, a także ogromne ilości krążącego po rynku kapitału spekulacyjnego. Według al-Naimiego, Arabia Saudyjska pompuje teraz 8,6 miliona baryłek ropy dziennie i poziom ten nie zmienia się od lutego. Wówczas baryłka surowca kosztowała ok. 55 dolarów, o jedną czwartą mniej niż teraz.