Nie będzie podwyżki stóp procentowych w lipcu - wynika z prognoz ekonomistów bankowych, ankietowanych przez "Parkiet". Żaden z 17 zespołów analityków nie spodziewa się, aby na rozpoczynającym się jutro posiedzeniu RPP zdecydowała się na podwyższenie stóp. I to mimo faktu, że GUS opublikował w ubiegłym tygodniu dane o bardzo wysokim wzroście płac w czerwcu (o 9,3 proc.) oraz zatrudnienia (o 4,6 proc.), przy jednoczesnym znaczącym spadku tempa wzrostu produkcji przemysłowej (powiększyła się ona o 5,6 proc.). Taka kombinacja - rosnące płace i zatrudnienie - grozi wzrostem inflacji oraz kosztów produkcji, co - znowu - pobudzi wzrost cen. Na te czynniki też wielokrotnie zwracali uwagę członkowie RPP.

Jednak analitycy najwyraźniej uznali, że skoro RPP - dość nieoczekiwanie - podniosła stopy w czerwcu, w kolejnym miesiącu wstrzyma się ze zmianami oprocentowania w NBP. Ale to, że stopy procentowe w lipcu się nie zmienią, nie oznacza, że podwyżki mamy już za sobą. Wprost przeciwnie, analitycy uważają, że jeszcze w wakacje RPP zdecyduje się na kolejne podniesienie oprocentowania, a potem - do końca roku - nastąpi jeszcze jedna podwyżka.

Kolejne argumenty za podwyżkami stóp pojawią się, jeśli potwierdzą się inne prognozy analityków. NBP w tym tygodniu poda dane o inflacji netto. Tylko analitycy z Fortis Banku oczekują, że nie zmieni się ona i wyniesie 1,6 proc. Przeważająca większość liczy się z jej wzrostem do 1,7 czy nawet 1,8 proc. Poza tym GUS opublikuje dane o sprzedaży detalicznej. Analitycy uważają, że w czerwcu rosła ona w dwucyfrowym tempie - prognozy mówią o dynamice wynoszącej od 13,9 proc. do grubo ponad 18 proc.

Wzrost inflacji bazowej netto (bank centralny publikuje dane o czterech miarach inflacji bazowej, jednak analitycy za najbardziej znaczącą uważają inflację netto, w której nie bierze się pod uwagę cen żywności i paliw) sugeruje, że ceny w gospodarce nadal będą szły w górę. "Pomagać im w tym będzie fakt, że Polacy coraz więcej pieniędzy wydają na zakupy.

Coraz większe apetyty konsumpcyjne Polaków trudno będzie zaspokajać przemysłowi, który zwalnia tempo. W rezultacie rośnie od pewnego czasu import, co może doprowadzić do poważnej nierównowagi w gospodarce.