Im lepiej, tym? gorzej. A właściwie tym trudniej. Chodzi o wolę wprowadzania reform. Jeśli sprawy w kraju toczą się pomyślnie, to mało kto kwapi się do jakichkolwiek zmian. Trudno się dziwić. Raz, że dobra sytuacja gospodarcza uspokaja i rozleniwia. Dwa, że wszelkie zmiany niosą ze sobą ryzyko. Trzy, że kłopoty wynikające ze zmian spadną zapewne na obecnych decydentów, a korzyści długofalowe (a takie reformy są najcenniejsze) będą udziałem prawdopodobnie już innej ekipy. W takiej sytuacji wprowadzanie reform jest szalenie trudne. Najlepiej tego doświadczamy na przykładzie reform finansowych wicepremier Zyty Gilowskiej. Z dużej chmury mały deszcz. Ale dobrze, że przynajmniej ten zakres zmian udaje się przeprowadzić.
Tymczasem jest jeszcze inna dziedzina, która koniecznie wymaga szybkich zmian. Chodzi o rynek pracy. Jak bardzo jest on anachroniczny, widać po obecnych strajkach i protestach płacowych, po rosnącej emigracji zarobkowej, a także po gorączkowych poszukiwaniach ludzi do pracy. Strukturalne niedopasowanie i brak elastyczności tego rynku zdumiewa. My przecież mamy wciąż bezrobocie powyżej 12 proc.!
A jednocześnie badania sondażowe wykazują skokową wręcz poprawę nastrojów konsumenckich w naszym społeczeństwie. Mało kto boi się zwolnienia z pracy. Jeśli już ktoś się boi, to pracodawcy - wypowiedzeń umów o pracę przez pracowników. Nie bez powodu pielęgniarki i lekarze używają argumentu masowych wypowiedzeń, aby zmusić rząd do ustępstw.
Obecnie rynek pracy to rynek pracownika, a nie pracodawcy. Rozgrzana gospodarka, dynamicznie rosnące inwestycje zasysają niemal każdą siłę roboczą zdolną i chętną do pracy. Jest to doskonały moment na uelastycznienie rynku pracy. Według obowiązujących przepisów, pracodawca związuje się teraz z pracownikiem niemal jak ślubnym węzłem. Niełatwo potem zwolnić niechcianego pracownika. Przepisy prawa pracy chronią go na wiele sposobów. Nic dziwnego, że w czasach dekoniunktury gospodarczej menedżer zastanowi się kilkakrotnie, zanim zatrudni nową osobę. Bardzo skutecznie hamuje to poprawę na rynku pracy i spadek bezrobocia. Tymczasem obecnie ta ochrona nie jest raczej wykorzystywana. Najlepszą ochroną dla pracownika jest wielki popyt na jego pracę. Oczywiście w połączeniu z rosnącymi kwalifikacjami pracownika. Mamy więc dogodny okres na obniżenie poziomu ochrony pracobiorców.
Warto byłoby zastanowić się nad wykorzystaniem duńskich doświadczeń. Tam wprowadzono reformę łączącą elementy liberalne z paternalistycznym podejściem państwa do obywateli. Wydatnie ułatwiono zwalnianie pracowników, ale jednocześnie skutecznie zadbano o znalezienie przez nich nowej pracy. Skrócono okres przysługiwania zasiłku dla bezrobotnych, a z drugiej strony przeznacza się w Danii największy na świecie odsetek PKB na szkolenia bezrobotnych w celu zdobycia nowych zawodów. W efekcie Duńczycy, obok Amerykanów i Australijczyków, najczęściej zmieniają pracę. Duńczyków najłatwiej chyba zwolnić z pracy spośród wszystkich pracowników w Europie. A pomimo to badania socjologiczne wykazują, że tamtejsi pracownicy są najspokojniejsi o swoją przyszłość.