Aktualne wahania WIG20 odpowiadają krótkoterminowym wahnięciom nowojorskiego indeksu Dow Jones. Ponieważ od kilkunastu dni dominuje tam trend spadkowy, WIG20 również dosyć istotnie skorygował swój tegoroczny wzrost. Nie ma się czemu dziwić, skoro niemal wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że podtrzymanie dobrej koniunktury na GPW zależało prawie wyłącznie od nastrojów w Stanach Zjednoczonych.

Prawie 10-procentowa korekta zalała kubłem zimnej wody rozgrzane portfele większości inwestorów. Zniżce nie oparły się nawet akcje banków, choć korekta ich wartości była i tak niewielka w stosunku do kilku innych branż. Analogiczne rozwarstwienie utrzymało się w podziale na indeksy - znów najsilniejszy okazał się WIG20, zostawiając daleko w polu wskaźniki średnich i małych firm. Inwestorzy szybko uznali, że napływ negatywnych komentarzy z rynku mieszkaniowego w USA musi wyprzedzać podobne wydarzenia na polskim rynku, więc gremialnie odwrócili się od szeroko pojętej branży budowlanej, dołując kursy niektórych przedstawicieli budowlanki o kilkadziesiąt procent. Śmiem twierdzić, że jeszcze przed końcem roku kilka spółek tego sektora osiągnie swoje ceny sprzed korekty, a niedawna moda powróci, choć może poparta gruntowniejszą analizą i selekcją. Podobne przewidywania mam co do niektórych mniejszych spółek, w których ocenie i perspektywach nie zmieniło się nic poza ceną ich akcji. Tym samym o ile ocena bieżących dokonań i perspektyw kilka tygodni temu była pozytywna, to aktualnie, przy istotnie niższych wycenach, wskaźniki zysku do ryzyka i ceny do zysku stały się bardziej atrakcyjne. Dlatego uważam, że kilka firm szybko powinno wrócić do wysokich, ale uzasadnionych wycen.

Kilkakrotnie wspominałem, mając na myśli analizę techniczną, że poziom 3900 pkt dla WIG20 będzie wyjątkowo trudny do pokonania. Obecnie uwaga powinna skupiać się na linii trendu łączącej dołki z poprzedniego czerwca i marca. Liczę, że powinna się ona obronić; w przeciwnym razie skala korekty będzie porównywalna z tą z maja-czerwca 2006 roku.