Zanosi się na zaciętą batalię o kontrolę nad skandynawsko-bałtycką grupą giełdową OMX. Borse Dubai chce kupić na początek 25 proc. jej akcji i nie baczy, że przejęcie OMX już wcześniej uzgodnił Nasdaq.
Borse Dubai, do którego należą dwie giełdy akcji w bliskowschodnim emiracie, poinformował, że jest "w trakcie" skupowania walorów OMX. Płaci za każdy po 230 koron szwedzkich, czyli dużo więcej niż 208 koron, jakie w maju za operatora giełd ze Skandynawii i krajów bałtyckich zgodził się zapłacić amerykański Nasdaq. Wczoraj akcje OMX zyskiwały 6,9 proc. i płacono za nie po 232 koron. Gracze liczą, że cena za OMX jeszcze pójdzie w górę.
Oferta Nasdaqa opiewa na 25,1 mld koron, czyli 3,7 mld USD. Amerykańskiej giełdzie skandynawskie przejęcie dałoby przyczółek do dalszej ekspansji w Europie. Nasdaq prawdopodobnie łatwo nie odpuści. Jest pod presją, ponieważ jedno przejęcie w Europie już mu nie wyszło (giełdy w Londynie), a jego najgroźniejszy rywal, giełda NYSE, zdołał połączyć się w tym roku z Euronextem, zarządzającym rynkami papierów wartościowych w Paryżu, Brukseli, Amsterdamie i Lizbonie.
Po co jednak giełdzie z Dubaju kontrola nad operatorem parkietów w Sztokholmie, Helsinkach, Kopenhadze i trzech krajach bałtyckich? Analitycy tłumaczą, że chodzi o bogate doświadczenia OMX, które można by przenieść na lokalny grunt. - Borse Dubai odczuwa głód informacji i doświadczenia. Natomiast dzięki OMX firma dowiedziałaby się, jak powinno się prowadzić giełdy i je rozwijać - stwierdził Zahed Chowdhury, analityk z oddziału Deutsche Banku w Dubaju.
OMX ma własny dział informatyczny, zajmujący się rozwijaniem platform transakcyjnych. Ze skandynawskiej technologii korzystają m.in. giełdy w Hongkongu i Singapurze.