Sieć naganiaczy, czyli fundusze i...piramida finansowa

Zamiast wykonać szybko kilka prostych operacji związanych z zamknięciem rachunku, byłem bombardowany funduszowymi propozycjami. Wyłgałem się giełdą i gorszą koniunkturą

Publikacja: 11.08.2007 11:35

Reklamy funduszy? To może rzeczywiście nic takiego. Owszem, docierają do milionów obecnych i potencjalnych klientów, wabią historycznymi stopami zwrotu, ale to wciąż tylko reklamy. Są często nierzetelne, to prawda, ale przynajmniej wiemy dobrze, co o nich myśleć. I możemy zrobić użytek z pilota TV. Nadzór się nimi zajmuje - dobrze, niech zajmuje się rynkiem, także tą jego stroną. Ale może faktycznie problem leży zupełnie gdzie indziej. W moich doświadczeniach, w pana doświadczeniach, i w pana, i w pani też. Zebrałem kilka ciekawych relacji, mogę dodać własną. O pajęczej sieci naganiaczy.

Typowa historia jest taka. Klient przychodzi do banku. Mniejsza o powód, ale przyjmijmy, że chce np. zablokować pewną kwotę na rachunku. Kwota nie jest zbyt wielka, ale też i nie symboliczna. Oprocentowanie rachunku jest skandalicznie niskie (czego nie można powiedzieć o kosztach), oprocentowanie lokat - niemal równie żałosne. Rekordowe zyski banków mają przecież swoje wytłumaczenie. Zanim jednak pada jakikolwiek komentarz z ust klienta, pomocny i przewidujący personel wyprzedza atak. Podsuwa rozwiązanie: - Odsetki są niewysokie, ale może pan kupić fundusze inwestycyjne, zarabiają bez porównania więcej. - Fundusze? - odpowiada klient, jeszcze niedawno student SGH, dziś menedżer pełną gębą - akurat nie zarabiają, przecież słyszałem, co się w tych dniach dzieje na giełdzie, a te, które tam nie inwestują, niewiele mogą zaoferować w porównaniu z lokatą. - Proszę, niech pan spojrzy na wyniki, przecież są znakomite - personel podsuwa dużą, wymowną tabliczkę, stojącą na ladzie nieopodal. - Te z ostatniego roku? - Tak, albo od początku istnienia. To niesamowite, prawda? Ma pan zysk, jak - ha ha - w banku. To nasze fundusze, może się pan czuć bezpiecznie.

Klient stawia jednak na swoim, zastanawiając się tylko, czy i kto przygotował personel do takich dyskusji i co personel ma z tego. - Zabieram pieniądze tam, gdzie są niższe koszty i o jedną czwartą wyższe odsetki. Proszę zrobić przelew - ucina.

Rozmowa odbyła się dwa tygodnie temu. Znajoma klienta trochę wcześniej postanowiła na krótko "zrolować" lokatę w wysokości 50 tys. zł. Przy takiej kwocie można już - zwykle bezproduktywnie - myśleć o negocjowaniu stawki (raczej tylko myśleć niż negocjować, ale jednak). W pierwszym okienku także została "zaczepiona" o fundusze, ale dała odpór i odesłano ją szybko do innego okienka. - Chce sobie pani zawracać głowę lokatami? - to było jedno z pierwszych pytań. - Właśnie po to tutaj przyszłam. - A ja doradziłabym pani fundusze. Najlepiej inwestujące na giełdzie, bo zarabiają najwięcej. - Jak to zarabiają? W ostatnich tygodniach chyba tracą - zauważyła rezolutnie znajoma, której nie jest obcy ani rynek finansowy, ani nawet prawdziwe meandry inwestowania, bo taką ma po prostu pracę.

- To są niewielkie straty - pomocny - personel nie dał się zbić z tropu. Dziś są, jutro już ich nie ma. - Prawda, ale mogą też być większe. Ja przecież chcę za miesiąc kupić samochód. - Za miesiąc tych strat nie będzie. - Skąd pani to wie? - Tak po prostu myślę. Właściwie jestem pewna. Kto by się tym przejmował. Wie pani, ile zarabiają fundusze? Wszyscy je kupują.

Znajoma uparła się przy swoim, dostała 2 procent i lokatę na miesiąc. Warunki upokarzające, ale pewne jest, że za miesiąc będzie mieć wymarzone auto.

Ani ona, ani klient numer jeden nie są wyjątkami. Przekonałem się przy porannej wizycie w banku, że sieć naganiaczy jest niezmiernie rozległa i konsekwentna w działaniu.

Zamiast wykonać szybko kilka prostych operacji związanych z zamknięciem rachunku, byłem bombardowany funduszowymi propozycjami. I ja wyłgałem się giełdą i gorszą koniunkturą. Udawałem mądralę, ale zamurowało mnie, kiedy usłyszałem, że "jak tanieje, to najlepsza okazja, żeby kupować, prawda?". Jeszcze chwila i zdecydowałbym się na transakcję tylko dla świętego spokoju.Nie ma nic dziwnego w tym, że personel zachęca i zwraca uwagę na różne możliwości (choć o obligacjach, usługach maklerskich czy innych rozwiązaniach nie było ani słowa!). Ale ten upór, ta zaczepna taktyka i to przekonanie, że to absolutnie bezpieczne (!), na pewno zyskowne rozwiązanie. Naiwność czy bezkrytyczne realizowanie poleceń? Bo przecież prania mózgu nie podejrzewam.

Rozejrzałem się po banku. Sporo starszych osób. Kilka spieszących się osób w średnim wieku. I wielka sieć. Dlaczego jest tak skuteczna? Bo z jednej i drugiej strony spotyka się ze sobą chciwość. Lokata nie daje realnych zysków: oprocentowanie jest za małe, inflacja za wysoka. Każdy dodatkowy grosz się przydaje.

Z drugiej strony chciwość banku czy TFI. Wepchnąć produkt za wszelką cenę, każdemu, namawiać do skutku, pobrać opłatę, prowizję, później systematycznie "podszczypywać" klienta - póki nie ucieknie. Kompetencje i rzetelność? Personel ma inne zadania.

Personel robi swoje. Może między innymi dlatego w ciągu dwóch lat struktura naszych oszczędności upodobniła się do tej, jaka jest w krajach od dziesięcioleci czy setek lat budujących rynek finansowy. Może ciut za szybko. Może dlatego nasz rynek działa trochę według zasad piramidy finansowej.

A to już rzeczywiście poważniejsza kwestia niż reklamy funduszy.

PS

Podobieństwo do osób i zdarzeń nie jest przypadkowe.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy