Niejednokrotnie zadawano mi pytanie: jak to jest z fachowością analityków i zarządzających funduszami? Ich prognozy tak często się nie sprawdzają. Najlepszym tego przykładem jest Wigometr publikowany przez warszawską giełdę. Od początku roku zaledwie czterokrotnie przewagę mieli optymiści w ankiecie dotyczącej ruchu indeksu WIG20 w nadchodzącym tygodniu. Tymczasem większość tygodni (19 na 31) zakończyła się wzrostem wskaźnika. Natomiast aż ośmiokrotnie Wigometr spadał poniżej -60. A ten poziom można przyjąć za bardzo pesymistyczny. Potwierdziła się przy tym reguła, że skrajne poziomy optymizmu lub pesymizmu analityków można z powodzeniem wykorzystywać jako antywskaźnik. Czyli kupować przy dużym pesymizmie, sprzedawać przy optymizmie. Nie zawsze ta zasada działa, ale prawdopodobieństwo osiągnięcia zysku jest stosunkowo wysokie.
Dlaczego analitycy niemal całe pierwsze półrocze byli takimi sceptykami w odniesieniu do kontynuacji hossy? Czy brakuje im wiedzy, czy wyczucia rynku? Skąd taka ostrożność w prognozach tygodniowych? Przedstawiane w styczniu roczne prognozy zmian indeksu cechował przecież optymizm.
Obecna sytuacja na warszawskiej giełdzie z pewnością zasługuje na miano bezprecedensowej. Od 1991 r. nie było u nas tak długiej hossy. Nigdy dotąd udział inwestorów indywidualnych (bezpośrednio na rynku akcji lub pośrednio poprzez fundusze inwestycyjne) tak mocno nie wpływał na kształtowanie indeksów giełdowych. Po raz pierwszy od transformacji przeżyliśmy na giełdzie dźwiganie się polskiej gospodarki z dołka koniunkturalnego w latach 2001/2002. Wszystko to sprawia, że dla specjalistów rynku kapitałowego sytuacja jest nowa i trudno porównywalna z wcześniejszymi doświadczeniami. Nawet praca na rynkach zachodnich niewiele pomaga w tym względzie, ponieważ w Polsce zachodzą jeszcze niewidziane od dawna w krajach zachodnich procesy związane z transformacją gospodarczą, rozwojem od zera rynku giełdowego i przyspieszoną edukacją ekonomiczną. Analitycy doświadczają więc czegoś zupełnie nowego i będzie to cenne źródło do porównań w następnym cyklu koniunkturalnym. Ale obecnie mają trudne zadanie.
Ostrożność analityków wynika również z małej przewidywalności zachowań mas nowych inwestorów na warszawskiej giełdzie. Wielu z nich zostało zwabionych na rynek kapitałowy eksponowaniem w me- diach imponujących historycznych zysków z inwestycji w akcje lub fundusze akcji. Niejednokrotnie mają już 3-4-letnie doświadczenie giełdowe. To naprawdę wcale niemało. Ale ci ludzie przecież w ogóle nie doświadczyli bessy! Wydaje im się, że wiedzą o giełdzie niemal wszystko, a jeszcze "nie powąchali prochu armatniego" na parkiecie. Jak zachowają się, gdy nadejdą cięższe czasy dla akcji?
Wigometr obejmuje prognozę tygodniową indeksu. Już dawno stwierdzono, że krótkoterminowo na indeksy giełdowe mogą mocno wpływać przypadkowe zdarzenia, nieistotne z punktu widzenia długoterminowego trendu. W krótkim terminie jeden duży inwestor może znacząco wpływać na niektóre kursy, a nawet manipulować rynkiem. W dłuższym czasie takie oddziaływanie jest praktycznie niemożliwe. Dużo bardziej wiarygodne byłoby pytanie o perspektywy kwartalne zmian indeksu. Moim zdaniem, Wigometr kwartalny znacznie bardziej odzwierciedlałby fundamentalną siłę gospodarki i potencjał wzrostu giełdy, a mniej chwilowe wahnięcia nastrojów na parkiecie. Nie ma sprzeczności w długoterminowych optymistycznych prognozach analityków i ich krótkoterminowym pesymizmie prezentowanym w Wigometrze. Tym bardziej że zwyżki indeksu z początku roku niemal wyczerpały zakres wzrostu przewidywany na cały 2007 rok. W obecnie stosowanej formule Wigometr nie jest wcale bezużyteczny. Wcześniej wspomniane wykorzystanie w strategii kontrariańskiej przy skrajnych poziomach wskaźnika może przynieść pokaźne zyski przy krótkoterminowej spekulacji. A pesymistyczne nastawienie analityków w bieżącym roku dawało znaki ostrzegawcze, że czteroletnia hossa zasłużyła już na większy odpoczynek i korektę spadkową. Wigometr sygnalizował wzrastające ryzyko inwestycyjne. Nie przeszkadzało to zarabiać na kolejnych wzrostach indeksu, ale uświadamiało istnienie mniej przyjemnej strony rynkowej gry.