Cena miedzi po znaczących spadkach trwających trzy dni, w wyniku których straciła ponad 9 proc., w piątek ostro ruszyła do góry i po południu na londyńskiej giełdzie odrobiła już 4,2 proc. Od rana miedź drożała, mimo wciąż jeszcze marnych nastrojów na rynkach akcji, po informacji o rosnącym eksporcie Chile, które jest największym na świecie producentem tego metalu. Eksport ten wzrósł w lipcu o 7,7 proc., co inwestorzy odebrali jako sygnał, że zapaść na rynku kredytowym wcale nie musi zmniejszyć światowego popytu na metale. W każdym razie od strony fundamentów rynek miedzi wyglądał dobrze. Cena przed południem wzrosła jednak tylko o 100 USD, 1,5 proc, bo wciąż duże obawy budziła zapaść na amerykańskim rynku nieruchomości, gdzie liczba nowych domów była w lipcu najniższa od 10 lat.

Te wątpliwości choć częściowo rozwiała decyzja Fed o obniżeniu stóp dyskontowych, a zwłaszcza zapowiedź, że amerykański bank centralny jest gotów do dalszych działań w celu złagodzenia szkód wyrządzanych gospodarce przez zapaść na rynkach kredytowych. Po opublikowaniu tej wiadomości wrócił optymizm na wszystkie rynki. Późnym popołudniem cena miedzi znowu jednak spadła poniżej poziomu 7 tys. USD za tonę, bo okazało się, że jej zapasy są o 5,3 proc. większe niż przed tygodniem.

Pod koniec piątkowych notowań tona miedzi z dostawą za trzy miesiące kosztowała w Londynie 6995 USD, o 255 USD więcej, niż na zamknięciu dzień wcześniej. Na koniec minionego tygodnia kontrakty te kosztowały po 7450 USD za tonę.