Każdy kolejny mijający tydzień potwierdza, że tegoroczne lato w gospodarce naprawdę trudno uznać za nudne. Najważniejszym problemem, który dotknął rynki finansowe na początku sierpnia, była zmniejszająca się płynność systemu bankowego w strefie euro oraz Stanach Zjednoczonych. Doniesienia o stratach poniesionych przez instytucje inwestujące na rynkach kredytowych połączone z obawami przed wyprzedażą części aktywów przez fundusze hedgingowe, zmuszone do zwiększenia depozytów zabezpieczających, sprawiły, że problemy kredytowe zaczęły zataczać coraz szersze kręgi. W momencie, gdy stopy na rynku międzybankowym strefy euro poszybowały w górę, sytuacja zaczęła wyglądać już poważnie, grożąc zmniejszeniem dostępności pieniądza w gospodarce.
Nic dziwnego, że z odsieczą przybyły banki centralne - w tym EBC oraz Fed - które próbowały stabilizować sytuację, "wstrzykując płynność" do systemu międzybankowego. Oprócz rzeczywistego dostarczenia pieniądza do gospodarki, prawdopodobnie najważniejszą konsekwencją tych akcji był efekt psychologiczny. W końcu inwestorzy otrzymali sygnał, że banki centralne są gotowe przeciwdziałać narastaniu kryzysu. Podobne znaczenie miała zaskakująca obniżka stopy dyskontowej Fed o 0,5 pkt proc., która doprowadziła do zmniejszenia kosztu pożyczek, z których mogłyby skorzystać banki znajdujące się w kłopotach.
Pomimo tych dobrych informacji jest jednak chyba za wcześnie na euforię. Chociaż decyzje banków centralnych łagodzą niektóre poważne dolegliwości, nie rozwiązują jednak najważniejszych problemów leżących u podstaw obecnych zawirowań na rynkach finansowych. W końcu nie zmieniły one tego, że w ostatnich kwartałach za oceanem wzrosła liczba nieregularnych kredytów, a inwestorzy stracili zaufanie do instrumentów powiązanych z amerykańskim rynkiem nieruchomości. Co może bardziej istotne, wciąż nie wiadomo, jak poważne straty poniosła część inwestorów posiadających tego typu instrumenty i jak na informacje o stratach mogą zareagować klienci funduszy hedgingowych oraz inwestycyjnych.
Naiwnością byłoby sądzić, że wszystkie złe informacje zostały już opublikowane, a tym bardziej zdyskontowane przez inwestorów. Prawdopodobnie dopiero w najbliższych tygodniach pojawią się kolejne doniesienia o problemach finansowych niektórych instytucji działających na rynku nieruchomości. Co więcej, również wkrótce zobaczymy, czy klienci powierzający środki funduszom hedgingowym zdecydują się je wycofać (w niektórych przypadkach wycofywanie środków jest możliwe co kwartał, a więc dopiero we wrześniu). Ponieważ powyższe problemy jeszcze nie zniknęły, prawdopodobnie czeka nas okres nerwowej atmosfery na rynkach finansowych.
Oczywiście, w dłuższym horyzoncie istotne znaczenie dla rynków będą miały kolejne decyzje europejskiego oraz amerykańskiego banku centralnego. Gdyby po obniżce stopy dyskontowej Fed zdecydował się na bardziej agresywny ruch i obniżył również swoją podstawową stopę procentową, mogłoby to przywrócić wiarę inwestorów w siłę systemu finansowego. Tak było przynajmniej w 1998 r., gdy po kryzysie rosyjskim amerykański bank centralny dwoma obniżkami stóp procentowych (w tym jedną dokonaną poza regularnym posiedzeniem) skutecznie udzielił wsparcia rynkom finansowym.Chociaż losy polskiego rynku są obecnie w dużym stopniu związane z wydarzeniami na świecie, prawdopodobnie zdecydowanie mniej wrażliwa na tego typu zawirowania okaże się sytuacja w gospodarce realnej. Zapewne słabsza konsumpcja w Stanach przyczyni się do zmniejszenia polskiego eksportu, lecz trudno z tego tytułu oczekiwać załamania gospodarczego. To prawda, że kryzys rosyjski doprowadził do wyraźnego spowolnienia PKB w naszym kraju, jednak wówczas powiązania polskiej gospodarki ze Wschodem były zdecydowanie silniejsze niż obecne związki ze Stanami (w 1997 r. udział eksportu do Rosji wynosił ponad 8 proc., podczas gdy obecnie udział eksportu do USA to około 2-3 proc.). Do tego dochodzi fakt, że wciąż możemy poszczycić się niezłymi fundamentami makroekonomicznymi, a obecność w UE daje pewien kredyt zaufania wśród zagranicznych inwestorów. Dlatego choć sytuacja jest z pewnością poważna, ryzyko przeniesienia się na Polskę kryzysu wraz z wszystkimi jego negatywnymi konsekwencjami jest obecnie mniejsze niż jeszcze kilka lat temu.