Niezależne firmy telekomunikacyjne od lat walczące z monopolem narodowego operatora z dużą nadzieją patrzą na działania Anny Streżyńskiej, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Liberalizacja rynku, skutecznie przeprowadzana przez szefową UKE, jest dla nich ogromną szansą biznesową. Dzięki temu mogą proponować klientom nowe usługi. Mogą również dotrzeć z ofertą do kontrahentów, których wcześniej ze względów technicznych nie mogli obsługiwać. W efekcie mogą zwiększać sprzedaż i się rozwijać.
Niestety, UKE nie ma żadnego wpływu na to, w jaki sposób instytucje publiczne wybierają dostawców usług teleinformatycznych. Przykłady "dziwnych" przetargów, w których parametry są w taki sposób wyznaczane, że faworyzują dominującego operatora, można mnożyć. Jak inaczej można nazwać wymóg, w wyniku którego do przetargu są dopuszczane firmy, które przez ostatnie lata generują zyski, skoro wszyscy alternatywni operatorzy na początku działalności mieli spore straty wynikające z ponoszonych inwestycji? Podobnie ma się rzecz z dawaniem wykonawcy bardzo krótkiego czasu na stworzenie sieci i rozpoczęcie świadczenia usługi. Czasami jest to ledwie kilka dni. Fachowcy wiedzą, że w takim terminie umowę wypełnić może tylko TP, która "od zawsze" jest obecna u klienta. Nowy dostawca potrzebuje trochę więcej czasu, żeby wynająć łącza i dotrzeć po kablu do zleceniodawcy.
Na usunięciu tego typu patologii z pewnością skorzystają klienci. Usługi niezależnych operatorów nie są gorsze jakościowo, a są tańsze. Może administracja, stosując sprawiedliwe zasady gry, powinna poszukać oszczędności na tym polu?