Zapowiada się, że będą przyspieszone wybory. Premier Kaczyński z PiS-em dał radę utrzymać władzę przez dwa lata, teraz chyba będzie musiał ją oddać. Zacznie się plakatowanie miast, chodzenie od domu do domu, wiece partyjne i nudne reklamówki, grane w paśmie dla partii politycznych. A także - zacznie się pisanie programów, w tym - programów gospodarczych.
Bo co tu dużo kryć - okres przedwyborczy to dobry moment dla ekonomistów powiązanych z partiami. W końcu partyjni bossowie lepiej znają się na wycinaniu konkurentów czy też walce na haki, niż na stawkach VAT, zależnościach między inwestycjami a wzrostem PKB i innych takich rzeczach. W rezultacie ktoś musi taki program napisać i zrobić to w taki sposób, żeby inni ekonomiści nie dostali czkawki ze śmiechu. Być może jest tak, że niektóre programy pisane są w tzw. czynie społecznym, ale ponieważ w tym złym świecie altruizm nie popłaca, podejrzewam, że jakieś granty w kasach partyjnych na to są. Ewentualnie - obietnice, że w razie wygrania wyborów autor programu znajdzie się na jakimś mniej lub bardziej eksponowanym stanowisku. Nie bez znaczenia jest też możliwość brylowania w świetle reflektorów, gdyż napisany program trzeba objaśniać, choć rzesza zainteresowanych nie wydaje się zbyt liczna.
Bo prawda jest taka, że program gospodarczy może być, ale nie musi. W końcu komu to potrzebne. PO do ostatnich wyborów szła bez spisanego programu, miała zaledwie kilka haseł, a i tak specjaliści od negatywnego PR z PiS przyczepili się do projektu zrównania stawek podatku VAT na wszystkie towary. I trzeba było się ze znikających misiów tłumaczyć.
Z drugiej jednak strony, niewielkie zainteresowanie tematyką powoduje, że człowiek może popuścić wodze fantazji i napisać różne fajne rzeczy, które by chciał mieć, a nie ma. Ot, choćby w programie PiS była mowa o likwidacji podatku od zysków kapitałowych. Spece z PiS mówili twardo, że zlikwidują, no i na tej twardej mowie poprzestali.
Wiadomo w końcu bowiem, że jak się idzie do wyborów, to się nie zna stanu budżetu i gospodarki, więc po wygranej trzeba program weryfikować. Czyli - wykreślać z niego co się da, bo jednak państwo dochody z podatków mieć musi, gdyż z nich płaci się ministrom, pracownikom agencji i innych instytucji, które po wygranej stają się przytuliskiem członków zwycięskiego ugrupowania. W rezultacie program gospodarczy tak naprawdę nadaje się na makulaturę już w chwili, gdy wszyscy zaczynają balować z okazji zwycięstwa. Być może niektórym autorom programów jest żal, że ich praca tak szybko staje się nieaktualna. I chcieliby, aby także po wyborach budziła zainteresowanie. Jednak - co widzę, gdy wynoszę śmieci - obecnie makulatura jakoś nie jest w cenie. Pojemniki na papier stoją zwykle pełne po brzegi przez dłuższy czas, jakby nawet firma, do której należą, nie interesowała się tym surowcem wtórnym.