Nie ważne, czy kot jest biały, czy czarny. Ważne, by łapał myszy. Słynne powiedzenie, odnoszące się w oryginale do polityki gospodarczej, można dedykować także światowi inwestycji. Tak więc kot ma łapać myszy, a inwestycje - przynosić zyski. W takim ujęciu sprawą drugorzędną jest, skąd owe zyski pochodzą. Bo na przykład polskie pieniądze mogą przecież pracować dla Polaków i dla Polski także za granicą. Tak jak w życiu, tak i w tej kwestii wskazany wydaje się jednak umiar. Z jednej strony warto więc zadbać o sensowne szanse dla duszącego się już czasem w Polsce kapitału. Szersze uchylenie furtki na świat byłoby swoistym wentylem bezpieczeństwa dla pieniędzy, których - bez nadmiernego rozdymania wycen - nie byłby w stanie wchłonąć polski rynek. Z drugiej strony - nie można przesadzić i doprowadzić do wydrenowania rodzimego rynku. Jeśli jednak będzie się on rozwijał nadal tak dobrze i przyciągał także większych - w tym zagranicznych - emitentów, brak zainteresowania na pewno mu nie grozi. A kwestia limitów wydaje się często przesadnie demonizowana.
Nie tak dawno na rynku pojawiły się dwie, cokolwiek kolidujące ze sobą, sugestie. Oto z jednej strony, wobec relatywnie wysokich wycen na polskiej giełdzie i ograniczonej płynności części papierów, pojawiła się sugestia rozważenia zwiększenia limitu inwestycji zagranicznych dla funduszy emerytalnych. Jednocześnie z drugiej strony mogliśmy trafić na pomysł zwiększenia dopuszczalnego limitu zaangażowania w akcje owych funduszy, tyle że z myślą jednak o rynku polskim. Problem jest istotny i wymaga starannego przemyślenia. Jakakolwiek decyzja zapadnie (nawet jeśli nie dojdzie do zmian), będzie kluczowa dla generalnych kierunków przepływów niebagatelnych sum. Mówimy bowiem o sposobach lokowania miliardów złotych powierzanych przez klientów instytucjom spektakularnie szybko rozwijającej się polskiej branży asset management. I choć sprawa dotyczy głównie funduszy emerytalnych, warto popatrzeć na nią szerzej - jako na potencjalny sygnał stopniowej zmiany przyzwyczajeń rynku i jego klientów (o czym świadczy zresztą także rosnąca popularność funduszy z definicji dedykowanych właśnie inwestycjom na różnych rynkach zagranicznych).
Granice wolności
Kwestia regulowania sposobu inwestowania pieniędzy wpłacanych obowiązkowo i dobrowolnie do wszelkiego rodzaju funduszy jest czymś szerszym niż tylko rozważaniem nad potencjalną opłacalnością takiej czy innej decyzji i ryzykiem z nią związanym. Siłą rzeczy dyskusja taka bowiem musi zahaczać o kwestie o charakterze politycznym i makroekonomicznym. To bowiem często otwarta konfrontacja dwóch punktów widzenia. Z jednej strony bowiem można oczekiwać założenia, iż przepływy generowane przez system oszczędności - w tym przez fundusze - w jak największym stopniu trafiały do gospodarki polskiej, finansowały jej rozwój i w ten sposób pracowały w dwójnasób na korzyść Polaków. Z drugiej strony, można postawić jednak tezę, że pieniądze Polaków winny mieć szansę zarabiania na całym świecie, by - przez szukanie najbardziej opłacalnych lokat - zwiększać zamożność Polaków i ich możliwości finansowe, co z kolei pozytywnie powinno odbijać się na sytuacji gospodarki krajowej (większe zakupy konsumpcyjne i inwestycje w realnej gospodarce). W ten sposób ponownie pojawia się pytanie o ewentualne granice wolności przepływów kapitału. Czy w poszukiwaniu dywersyfikacji i zysków polskie fundusze emerytalne powinny mieć możliwość swobodniejszego sięgania po papiery na rynkach zagranicznych? Czy może to jednak przede wszystkim polski rynek kapitałowy winien mieć zagwarantowaną regulacjami pozycję głównego beneficjenta zwiększających się aktywów i możliwości lokalnych inwestorów instytucjonalnych? Źadnej z tych tez nie można odmówić logiki. Próbą pogodzenia obu punktów widzenia jest umożliwianie dokonywania inwestycji zagranicznych, ale tylko w ramach określonych urzędowo limitów. Wydaje się, że przyszła pora, by rozważyć, czy furtka do inwestycji zagranicznych - w odniesieniu do funduszy emerytalnych - nie powinna być uchylona jednak nieco szerzej. I to nie z racji wyższości takiej czy innej doktryny polityczno-gospodarczej. Przesłanki wydają się zdecydowanie bardziej przyziemne. Są nimi potrzeba zapewnienia dostępu do płynnych papierów i możliwość zdywersyfikowania portfela.
Klęska urodzaju