Rynek akcji w USA żyje nadzieją i słabym dolarem

Na razie gospodarka USA, jako całość, przestała zatrudniać, ale jeszcze nie zwalnia pracowników. Czy to sygnał, że jednak najgorsze wcale nie nadejdzie, a gospodarka ma się lepiej niż się obawiano? Nie. To może również oznaczać dopiero początek, i że najgorsze jest jeszcze przed nami

Publikacja: 01.10.2007 08:34

Czytając amerykańskie opracowania dotyczące tamtejszej gospodarki ciągle natykamy się na jeden wyraz: housing. Klucz do obecnej sytuacji w USA oraz, po części, do sytuacji na rynku akcji w Polsce. W ubiegłym tygodniu pojawiło się kilka publikacji, które pozostawiły po sobie raczej przykry obraz przyszłości. Część z tych informacji była oczekiwana, a w kilku wypadkach mieliśmy do czynienia z mało przyjemną niespodzianką. Okoliczności są więc mało sprzyjające, a mimo to rynki akcji trzymają się relatywnie mocno.

Efektowny koniec

Wiadomości są przygnębiające. Spada sprzedaż domów na rynku wtórnym i pierwotnym. Spada tak szybko, że producenci nie są w stanie się do tego dostosować, co sprawia, że rośnie liczba domów niesprzedanych. Rosnący nawis podażowy ma bezpośredni wpływ na ceny, które zgodne z prawem rynku spadają. Spadek cen nieruchomości jest tu sytuacją wyjątkową. 2007 rok będzie pierwszym od dekad rokiem spadku cen domów.

Osłabienie na rynku nieruchomości mieszkalnych ma kolosalne znaczenie dla amerykańskiej gospodarki. To właśnie rynek nieruchomości był głównym czynnikiem efektu bogactwa Amerykanów. Rosnące ceny domów dawały możliwość zaciągania nowych zobowiązań hipotecznych, co skutecznie podtrzymywało wielkość konsumpcji. To od strony finansowej. Od strony rynku, popyt na domowy i artykuły z nimi związane pomagał w utrzymaniu zatrudnienia i pomagał szerokiej gospodarce. Jak znacząco pomagał wtedy, tak teraz przeszkadza.

Drugi koniec kija

Każdy kij ma dwa końce. Znaczny wpływ jednej gałęzi na całość gospodarki to także ryzyko. Gdy gałąź ta ma się świetnie, to i cała gospodarka ma się dobrze, a nawet jeśli gdzieś, coś szwankuje, to skutki są wygłuszane. Gdy czynnik wiodący zacznie się psuć, pozostałe mogą nie być w stanie tego wyrównać. Tak ma się sprawa z rynkiem nieruchomości, a właściwie mieszkalnym w USA. To co przez długi czas było podporą gospodarki, od jakiegoś czasu jest jej balastem.

Na razie o recesji nie można mówić, ale perspektywy na najbliższe kwartały nie są pocieszające, co może pogłębić problemy. Już oficjalnie większość podmiotów związanych z nieruchomościami, bądź ich finansowaniem, sygnalizuje, że na poprawę będzie można liczyć pod koniec przyszłego roku (rok temu mówiono to samo). Na razie musimy się liczyć z nasilaniem się negatywnych skutków osłabienia na rynku nieruchomości. Spadek ich cen oraz zaostrzenie kryteriów przy udzielaniu pożyczek opartych o hipotekę sprawia, że spada kwota konsumpcji oparta o takie pożyczki. Zdaniem analityków Moody?s ten spadek przekłada się na około 0,5 proc. PKB w skali roku w każdym kwartale, w którym on występuje.

Sezon słodko-kwaśny

Mniejsze pożyczki to oczywiście nie wszystko, co przeszkadza amerykańskiej gospodarce. Niższa aktywność w nieruchomościach przekłada się na niższą aktywność w budownictwie i branżach pokrewnych. Osłabienie tych gałęzi prowadzi do zmniejszania popytu na pozostałe dobra i obniża aktywność w pozostałych gałęziach gospodarki. Efektem tego jest spadek zysków przedsiębiorstw oraz ruchy w wielkości zatrudnienia. Oba czynniki są już widoczne. Wkrótce zacznie się kolejny sezon publikacji wyników finansowych. Prognozy mówią o wzroście zysku spółek należących do indeksu S&P500 o 2,7 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Przypomnę, że jeszcze niedawno średnio notowano wzrost o 10 proc.

Jak podaje Bloomberg, od 20 sierpnia 52 spółki opublikowały aktualizację prognoz, które były zgodne z oczekiwaniami analityków lub im nie sprostały. W tym samym czasie 10 spółek zaskoczyło rynek wyższymi od oczekiwań prognozami. Bo nie wszyscy tracą. Przykładem jest tu Goldman Sachs. Spółka zanotowała trzeci co do najlepszych kwartalny wynik w swojej 138-letniej historii. Jest ona jednym z wygranych, którzy od jakiegoś czasu obstawiali załamanie na rynku obligacji opartych o kredyty hipoteczne. W tym wypadku wrześniowy wzrost ceny spółki o 23 proc. chyba nikogo nie dziwi. Dziwi za to wrześniowy wzrost indeksów. Wydaje się, że nie za bardzo on koresponduje z tymi słabymi prognozami dynamiki zysków spółek. Co ciekawe, indeksy amerykańskie zanotowały także wzrosty w skali kwartału. Jak to się ma do tego, że zdaniem niektórych analityków szanse na recesję w USA sięgają niemal 50 proc.?

Kolejne cięcie oczekiwane

Ten wzrost indeksów w USA jest po części wynikiem dynamicznie słabnącego dolara. Słabnięcie amerykańskiej waluty podbija ceny surowców, a to pomaga cenom spółek związanych z rynkami surowcowymi. Korygując zmiany indeksów o wartość dolara ostatnie zmiany nie są już tak imponujące, choć nadal pozostają relatywnie mocne w stosunku do ocen przyszłości gospodarki. Czynnikiem, który tej sytuacji pomaga są oczekiwania rynku co do kolejnego, przynajmniej jednego obniżenia stóp procentowych w USA. Antycypacja poluzowania polityki pieniężnej w USA pomaga osłabiać dalej dolara. Tym bardzie wobec euro, gdyż tu coraz głośniej słychać o możliwości podniesienia kosztu pieniądza.

Zmiany na rynku pracy

Za słabszymi wynikami spółek idą zmiany w zatrudnieniu. Ostatni raport o stanie rynku pracy wskazujący na spadek liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym zaskoczył wszystkich. Wprawdzie można było oczekiwać wartości niższych od oficjalnych prognoz, bo taką niespodziankę sygnalizowały raporty ze środy poprzedzającej piątkową publikację, ale i tak zaskoczenie było duże. Na zakończenie nadchodzącego tygodnia czeka nas podobna publikacja. I tym razem oczekuje się wzrostu zatrudnienia. Można podejrzewać, że środowe raporty będą tym razem przyjmowane z większą uwagą.

Cotygodniowe dane o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych nie sygnalizują specjalnego pogorszenia sytuacji. Liczba bezrobotnych skokowo nie wzrosła. Można więc sądzić, że na razie gospodarka, jako całość, przestała zatrudniać, ale jeszcze nie zwalnia pracowników. Czy to sygnał, że jednak najgorsze wcale nie nadejdzie, a gospodarka ma się lepiej niż oczekiwano? Nie. To może również oznaczać, że to tylko początek, a najgorsze jest dopiero przed nami. Najgorsze nastąpi, gdy zaczną pojawiać się zwolnienia. Problemów na rynku pracy nikt nie lubi i będzie to widać po zachowaniu indeksów. Na razie popyt wydaje się żyć nadzieją.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy