Są kolejne ofiary kredytowej zawieruchy. I to jakie! Na papierach związanych z amerykańskimi kredytami hipotecznymi przejechali się liderzy rynku bankowego w USA i Europie: Citigroup i UBS. Ich zyski stopniały o dwie trzecie lub zamieniły się w straty.

Pamiętają Państwo reakcje inwestorów, gdy np. o problemach z funduszami zaangażowanymi na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych informował bank BNP Paribas? Przypomnę - indeksy i w Stanach, i w Europie zanurkowały po kilka procent. Jeszcze nie tak dawno wszelkie doniesienia związane z USA i tamtejszym rynkiem kredytowym powodowały gęsią skórkę. A wczoraj? Reakcja rynków na rewelacje Citigroup i UBS to wzrost indeksów. Nawet po ponad 1 proc.

Wygląda na to, że rynkowi akcji obecnie nie jest w stanie nic zaszkodzić. Inwestorzy święcie wierzą, że problemy amerykańskiego sektora nieruchomości zostaną ograniczone wyłącznie do... amerykańskiego sektora nieruchomości. Ewentualnie banków i innych instytucji finansowych. No i najważniejsze, że właściwie są już przeszłością.

Ale dlaczego inwestorzy mają w to nie wierzyć? Wystarczy rzut oka na prognozy analityków. Ostatni kwartał przyniósł, według prognoz, 2,7-proc. zwyżkę zysków firm z flagowego amerykańskiego indeksu S&P 500 (w skali roku). Prognoza na kolejny kwartał? Zwyżka o 11,1 proc. Czyli powrót do normy - do dwucyfrowych wzrostów, obserwowanych przez dwadzieścia poprzednich okresów. Powrót do normy, czyli do hossy?

Jeszcze druga sprawa - dlaczego inwestorzy mają nie wierzyć w hossę, skoro sam Ben Bernanke obiecał im, że Fed do recesji w USA nie dopuści?