Rząd premiera Mirka Topolanka rozdzielił w mijającym tygodniu pozwolenia na emisję dwutlenku węgla w latach 2008-2012. Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej, działające w Czechach zakłady mają prawo wypuścić w tym okresie do atmosfery łącznie nie więcej niż 86,8 mln ton CO2 rocznie.
Przypomnijmy, że w porównaniu z poprzednim okresem Komisja ograniczyła przysługujący Czechom limit, i to aż o 14,8 proc. Poprzednio wynosił on bowiem 102 mln ton dwutlenku węgla rocznie. Czeskie władze, którym przyznane przez Brukselę uprawnienia wydały się stanowczo za niskie, oprotestowały decyzję Komisji. Jednak do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy przez sąd muszą respektować decyzję KE. Zdecydowały się również podzielić między uprawnionych wszystkie prawa, jakimi obecnie dysponują.
Sprawiedliwie, ale nie równo
- Skorzystaliśmy z metodologii podziału praw do emisji CO2, którą określiłbym słowem fair - zapewniał po posiedzeniu gabinetu czeski minister środowiska Martin Bursik. Jednak nie wszyscy "obdarowani" pozwoleniami zgadzają się z jego opinią. Niektórzy oficjalnie zaprotestowali. Wyjaśnijmy, że czeski rząd podzielił wszystkich uprawnionych na dwie grupy, które z grubsza określić można jako firmy małe i wielkie. Pierwszym, czyli tym, którzy w latach 2005-2006 produkowali mniej niż 50 tys. ton dwutlenku węgla rocznie, limity podniesiono o 7 proc. w stosunku do ilości rzeczywiście wyemitowanego dwutlenku węgla (duża część firm nie wykorzystała praw do emisji w całości). Podwyżki, jakie przyznano wszystkim pozostałym, czyli dużym zakładom, były znacznie niższe i wyniosły tylko 1,3 proc.
Preferowane małe firmy