Prawdziwa batalia o losy nadzoru rozegra się dopiero po wyborach - dało się ostatnio słyszeć w Komisji Nadzoru Finansowego. Opinia ta okazuje się prawdziwa. Zarówno Ministerstwo Finansów, jak i posłowie największych partii chcą debaty nad tym, czy trzeba odsunąć fuzję Komisji Nadzoru Bankowego i Komisji Nadzoru Finansowego w czasie. Zgodnie z harmonogramem reformy, zapisanej w ustawie z lipca 2006 r., obie instytucje miały połączyć się z początkiem przyszłego roku. Przewodnią rolę w superurzędzie odgrywać miałby obecny przewodniczący KNF Stanisław Kluza.
Czy jesteśmy gotowi?
W sierpniu Ministerstwo Finansów zmieniło zdanie i zaproponowało odłożenie fuzji na pięć lat - oficjalnie powołując się na argumenty o bezpieczeństwie rynków. W rozmowach mniej oficjalnych przedstawiciele resortu zgłaszali obawy, że połączenie systemów informatycznych Generalnego Inspektora Nadzoru Bankowego i KNF może się nie udać. S. Kluza zapewniał, że przygotowania do połączenia trwały miesiącami i wszystko będzie gotowe.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że za zmianą całej koncepcji stał prezes NBP Sławomir Skrzypek, który nie chciał rezygnować z władzy nad bankami. Wydawało się, że spór między szefem banku centralnego a S. Kluzą sięgnie zenitu w parlamencie. Zanim to się stało, posłowie zdecydowali o skróceniu kadencji. Rynek przyjął więc niemal za pewnik, że prawo się nie zmieni i nadzory się połączą. Tym bardziej że na stanowisko wiceprzewodniczącego KNF szef rządu powołał ostatnio swojego zaufanego współpracownika Artura Klucznego (szefa sekretariatu premiera).
Ostatnie informacje o tym, co może znaleźć się w "testamencie legislacyjnym" Sejmu, przeczą tej tezie. MF zasugerowało, by na liście projektów, które szybko powinien uchwalić przyszły parlament, znalazła się nowelizacja ustawy o nadzorze finansowym. Podobnego zdania są posłowie PiS oraz - choć z zastrzeżeniami - PO.